Pokora pierwszą zasadą służby

Link YouTube: dodaj komentarz, subskrybuj, prześlij dalej

Transkrypcja wideo

Otwórzcie teraz swoje Biblie na 3 rozdziale Ewangelii Jana. Ewangelia Jana, rozdział 3. Przyznajemy, że byliśmy bombardowani całą uwagą mediów skupioną na Rzymie, a tekst z Ewangelii Jana 3 odnosi się dokładnie do tego, co widzieliśmy. Oglądaliśmy niesamowite parady bogactwa i garderoby – ubranych w dziwaczne ubrania kardynałów, księży i papieża – wyniesienie ponad wszystko inne na świecie.

Jak na to zareagować? Jak na to odpowiedzieć? Tak się składa, że w tekście, który mamy przed sobą, Jan Chrzciciel mówi właśnie o tej kwestii w wersecie 30 tego fragmentu. A przyglądamy się Ewangelii Jana od 22 do 36 wersetu. Spędzimy tam kilka tygodni. Ale w części od 22 do 36 wersetu, chcę, żebyście przeczytali werset 30, słowa wypowiedziane przez Jana Chrzciciela: „On – czyli Chrystus – musi wzrastać, ale ja muszę się umniejszać”. „On musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym”. To jest aksjomat. To aforyzm – to wspaniałe, stare słowo. To aforyzm, czyli porzekadło, aksjomat, prawidło, sentencja, epitet, przysłowie, truizm. W rzeczywistości jest to pierwsze prawo służby. To pierwsza zasada służby: On musi wzrastać. Ja muszę się umniejszać. Pokora jest pierwszą zasadą służby – pokora, pokora.

W 1 Liście do Koryntian Paweł mówi: „Któż to jest Apollos? Któż to jest Paweł? Nikt. Chrystus jest wszystkim”. W 2 Liście do Koryntian mówi: „Jesteśmy naczyniami glinianymi, a Jezus Chrystus jest jaśniejącą Bożą chwałą”. Pisząc Pierwszy List do Koryntian, Paweł mówi w 2 rozdziale: „Gdy przyszedłem do was, bracia, nie przyszedłem z wyniosłością mowy lub mądrości, głosząc wam świadectwo Boże. Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego. I przybyłem do was w słabości i w lęku, i w wielkiej trwodze, a mowa moja i zwiastowanie moje nie były głoszone w przekonywających słowach mądrości, lecz objawiały się w nich Duch i moc, Aby wiara wasza nie opierała się na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej”. Paweł głosił Chrystusa, mówił o Nim wiele, a nie mówił o sobie.

W tym wspaniałym fragmencie z 2 Listu do Koryntian 4, Paweł mówi w wersecie 5: „Albowiem nie siebie samych głosimy, lecz Chrystusa Jezusa, że jest Panem, o sobie zaś, żeśmy sługami waszymi dla Jezusa”. Pierwszą zasadą służby jest pokora. Ten aksjomat to wyraża. On musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym.

W 1 Liście do Tesaloniczan 5:12 Apostoł Paweł mówi: „Darzcie uznaniem tych, którzy przewodzą wam w Panu”. Mówi: Miłujcie ich? Doceniajcie ich? Tak. Kochajcie ich? Tak. Wychwalajcie ich? Nie. Wywyższajcie ich? Nie. W 5 rozdziale swojego pierwszego listu Piotr instruował pastorów. Mówi tak: „… przyobleczcie się w szatę pokory względem siebie, gdyż Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje. Ukórzcie się więc pod mocną rękę Bożą, aby was wywyższył czasu swego”. Ponownie, pokora jest pierwszą zasadą służby. Wszyscy wierni, wszyscy honorowi słudzy, wywyższają Chrystusa, a nie siebie.

Dokładnie to widzimy w tym fragmencie. Przeczytam wam wersety od 22 do 30. „Potem Jezus poszedł wraz ze swymi uczniami do ziemi judzkiej i tam przebywał z nimi, i chrzcił. Jan także chrzcił w Ainon blisko Salim, bo tam było dużo wody, a ludzie przychodzili tam i dawali się chrzcić. Jan bowiem nie był jeszcze wtrącony do więzienia. Wtedy doszło do sporu między uczniami Jana i Żydami o oczyszczenie. Przyszli więc do Jana i rzekli mu: Mistrzu! Ten, który był z tobą za Jordanem, o którym Ty wydałeś świadectwo, oto On chrzci i wszyscy idą do Niego.

Jan, odpowiadając, rzekł: Nie może człowiek niczego wziąć, jeśli mu nie jest dane z nieba. Wy sami możecie mi zaświadczyć, że powiedziałem: Ja nie jestem Chrystusem, lecz zostałem posłany przed Nim. Kto ma oblubienicę, ten jest oblubieńcem. A przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, raduje się niezmiernie, słysząc głos oblubieńca. Tej właśnie radości doznaję w całej pełni. On musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym”.

Każdy tak zwany sługa, każdy tak zwany duchowny, który wywyższa swój własny urząd i swoją własną pozycję do pozycji kapłana, pośrednika, jest wypaczony w swoich twierdzeniach. Jest tylko jeden Najwyższy Kapłan i jeden Pośrednik między człowiekiem a Bogiem, człowiek Chrystus Jezus. Każdy tak zwany duchowny, który ogłasza się autorytetem nad kościołem, jest oszustem i kłamcą. Każdy tak zwany duchowny, który twierdzi, że sprawuje władzę nad kościołem, jest oszustem i antychrystem. Każdy duchowny, który uważa się za kogoś więcej niż zwykłego chrześcijanina, równego wszystkim innym chrześcijanom, sam się zdeprawował. Każdy tak zwany duchowny, który twierdzi, że jest głową kościoła, hańbi Syna Bożego, do którego należy wyłączność na ten tytuł. Każdy tak zwany duchowny, który domaga się nazywania go Ojcem Świętym, hańbi prawdziwego Boga Ojca, który ma wyłączność na ten tytuł. Dlatego Jezus powiedział: „Nie nazywajcie nikogo Ojcem”. Każdy tak zwany duchowny, który przyjmuje tytuł wikariusza lub zastępcy Chrystusa, hańbi Ducha Świętego, który jest dziś obecny na świecie, i który ma prawdziwą wyłączność na ten tytuł. Każdy wyznawca chrześcijaństwa, który traktuje tak zwanego pastora, duchownego czy księdza tak, jakby był kimś więcej niż jakikolwiek inny wierzący, hańbi Pana Jezusa Chrystusa, do którego całkowicie i wyłącznie należy wszelka cześć.

Wszyscy ludzcy duchowni są jak gwiazdy nocą. Gwiazdy, które pojawiają się w ciemności – ich migoczące światło nie wystarcza, żeby oświetlić świat. Znikają wraz ze wschodem słońca. Duchowni są jak te gwiazdy nocą, które znikają z pola widzenia, gdy wschodzi słońce. Kiedy kościoły błądzą, kiedy popadają w odstępstwo, myślą mniej o Chrystusie, a więcej o swoich duchownych. Więc wciąż ich wywyższają, wywyższają i wywyższają, aż robi się to dziwaczne. Olśniewające dekoracje, głupie kostiumy, nakrycia głowy i dodatki są po stronie umniejszania chwały Chrystusowi. Kiedy słońce zachodzi, gwiazdy pojawiają się w ciemności. Nie są wystarczające, żeby rozproszyć ciemność. W rozkładającym się, skorumpowanym kościele słońce zaszło, a gwiazdy wzeszły na ciemnym niebie. W prawdziwie świętym kościele, w prawdziwym kościele, kościół nie wywyższa duchownych, tylko Chrystusa. A sam Syn świeci tak mocno i tak jasno na bezgwiezdnym niebie, że Jego chwała wypełnia wszystko.

J.C. Ryle powiedział, cytuję: „Każdy wierny kaznodzieja musi być zadowolony z tego, że jego wierzący słuchacze myślą o nim mniej proporcjonalnie do ich wzrostu w poznaniu i wierze oraz wyraźnego szukania samego Chrystusa”. Im bardziej widzisz Chrystusa, tym mniej widzisz duchownego. „On musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym”. Byłoby straszne, gdyby ktoś powiedział: „Przyszedłem tu znaleźć Jezusa, ale na przeszkodzie stanął mi John MacArthur”.

Jan Chrzciciel był największym człowiekiem w historii. Dlatego był największym sługą Bożym, jaki kiedykolwiek żył, największym prorokiem, jaki kiedykolwiek żył. Zrozumieliście to? Największy człowiek, jaki kiedykolwiek żył. Jak wyglądało jego ubranie? Sierść wielbłąda i skórzany pas. Jak wyglądała jego dieta? Szarańcza i dziki miód, wszystko, co mógł znaleźć. Widział siebie w najlepszym razie jako ostatnią nocną gwiazdę na niebie, na którym była tylko jedna. Był ostatnim prorokiem. Od 400 lat nie było żadnego proroka. Nie było innych gwiazd na niebie. Izrael znajdował się w ciemności. Jedna gwiazda, która zgasła, kiedy powstał Syn sprawiedliwości. Starał się pozostać w ukryciu. Jego radością było bycie w ukryciu. Było nią przybliżanie Chrystusa. Dla tego żył i służył.

Pomyślmy o tym, największy człowiek, jaki kiedykolwiek żył w historii świata, najbardziej uprzywilejowany prorok, najbardziej popularny kaznodzieja od wieków, przyciągający ogromne tłumy, najpotężniejszy posłaniec niosący najwspanialsze przesłanie, jakie świat kiedykolwiek słyszał – Mesjasz jest tutaj i stoi tutaj. Najlepszy kaznodzieja wszech czasów. A lekcją, której nas uczy, jest to, jak ważne jest, żeby on usunął się w cień, a Chrystus stał się wszystkim. Cieszył się popularnością w całym kraju. Cała Jerozolima i Judea wyszły, żeby Go zobaczyć. Syn Boży żył w ukryciu, w Nazarecie, przez 30 lat. W końcu pojawił się i został ochrzczony przez Jana. Jan wysłał kilku swoich naśladowców, żeby poszli za Jezusem, a Jezus zaczął gromadzić grupkę. Poszedł do Galilei i zebrał kilku innych. Miał tę małą grupkę ludzi, ale wciąż pozostawał w ukryciu.

A potem, jak mówi o tym 2 rozdział Ewangelii Jana, przyszedł do Jerozolimy na Paschę i wszedł do świątyni, wciąż w ukryciu. A potem przełamał tę niejasność i zakończył anonimowość, kiedy wziął bicz, zaatakował świątynię i wyrzucił wszystkich, wzbudzając ogromną, niespotykaną sensację. Ale wciąż miał tylko kilku uczniów.

A potem zaczął czynić cuda. Potem zaczął wypędzać demony i uzdrawiać ludzi z wszystkich chorób. I zaczęły do Niego przychodzić tłumy, bo Jan nie czynił żadnych cudów. Jan Chrzciciel nigdy nie uczynił cudu. A byli tam też ludzie opętani przez demony i byli tam ludzie chorzy. To oczywiste. Wiedzieli, że Jezus może sobie z tym poradzić, dlatego, opierając się na swojej cudownej mocy, zaczął przyciągać ludzi, a nikt nigdy nie nauczał tak jak On. Nikt nigdy nie przemawiał tak jak On, a Jego nauczanie przyciągało ludzi. I wtedy, oczywiście, Jan mówił ludziom „Oto On” – rozdział 1, werset 29. Rozdział 1, werset 36, „Oto Baranek Boży”. „Oto Baranek Boży”. Wskazywał na Chrystusa i mówił: „Idźcie za Nim, idźcie za Nim”. Kim jesteś, Janie? Kim jesteś? „Jedynie głosem wołającym na pustyni. Właśnie przygotowuję drogę dla Mesjasza. Mesjasz jest tutaj. Idźcie za Nim”.

Mamy więc Jana mówiącego ludziom, żeby poszli za Mesjaszem. Mesjasz przyciąga ich swoim nauczaniem i cudami. A Jan zaczyna zanikać. Ale ich służby nakładają się na siebie. Ich służby nakładają się na siebie przez jakiś czas, i to z konieczności, bo następuje tu przejście. I właśnie w tym kontekście, w czasie tego przejścia, ma miejsce to, co zapisał Apostoł Jan. Jest to niesamowicie ważny tekst dla każdego, kto jest w służbie, bo mamy tutaj sługę, który staje się mniejszy i Chrystusa, który jest wywyższany.

To jest lekcja dla nas wszystkich. To najbardziej podstawowa zasada służby. Tak więc służba Jana pokrywa się ze służbą Jezusa, prawdopodobnie nakładają się na siebie przez około sześć miesięcy, może trochę mniej. Musiało tak być, bo to on był tym, który wprowadzał Jezusa. Więc dalej usługiwał i głosił opamiętanie, głosił to, że Mesjasz przyszedł i mówił im, kim On jest oraz chrzcił tych, którzy się opamiętali. Jezus też zaczął to robić. Głosił opamiętanie, głosił Królestwo, ogłaszał się Mesjaszem i chrzcił ludzi. Ich służby nakładały się na siebie.

To wywołało problem. Był to bardzo ludzki problem. Uczniowie Jana zaczęli odczuwać zazdrość. Jan jej nie odczuwał. Nie było rywalizacji z Janem. Ale jego uczniowie zazdrościli.

Pamiętam, bardzo dawno temu czytałem artykuł w jakimś czasopiśmie. Niewierzący autor pisał o wykroczeniach popełnianych przez wielu chrześcijan i skomentował to jednym zdaniem: „Jestem pewien, że Jezus miał więcej klasy niż większość Jego ludzi, niż większość Jego uczniów”. I to prawda. Ale to może zdarzyć się nawet tym, którzy reprezentują innego człowieka, że czasem nie reprezentują go właściwie. Tak było też w przypadku uczniów Jana. Kiedy słońce wschodzi, a gwiazda zaczyna gasnąć, widzimy niesamowity przykład pokory największego sługi, jaki kiedykolwiek żył. Jego pokora jest wspaniała.

Spójrzmy na tło w wersecie 22, tutaj zaczniemy. „Potem”, czyli po tym, co opisane jest w rozdziale 2, od wersetu 13 do wersetu 21 rozdziału 3. Oczywiście wiecie, co tam jest. Przyszedł do Jerozolimy, wszedł do świątyni, zaatakował świątynię. A potem przyszedł do Niego faryzeusz Nikodem, przeszliśmy przez całą rozmowę z Nikodemem w rozdziale 3, od wersetu 1 do 21. Tak więc po sytuacji w świątyni, kiedy zaatakował świątynię, rozmawiał z Nikodemem, uczynił kilka cudów, przekonał część ludzi, że został posłany przez Boga, jak mówi końcówka rozdziału 2, po tych wydarzeniach… Jezus i Jego uczniowie przybyli do ziemi judzkiej, do ziemi, kluczowe słowo „ziemia”. To znaczy, że wyszli z miasta. Wyszli na tereny wiejskie. Udali się na wieś, opuszczając Jerozolimę z dwóch powodów. Spędzał tam z nimi czas. W oparciu o to, co mówi rozdział 4, werset 35, uważamy, że był to okres do sześciu miesięcy. To bardzo ważne, bo nie mamy żadnych informacji o tym, co działo się przez te sześć miesięcy, ale wiemy, że Jezus spędzał czas ze swoimi uczniami. Jest to wstępne, bardzo wczesne szkolenie Jego naśladowców przez dłuższy czas. Czytamy, że w tym samym czasie chrzcił, co oznacza, że udzielał chrztu opamiętania, tego samego rodzaju chrztu, jakiego udzielał Jan, który był czymś w rodzaju starotestamentowego, symbolicznego obmycia na zewnątrz, które demonstrowało pragnienie obmycia wewnątrz, żeby przygotować się na przyjście Mesjasza i Królestwo. W zasadzie więc Jezus zaczyna robić to, co robi Jan. Jan przyszedł, głosząc Królestwo, głosząc Chrystusa, głosząc opamiętanie, chrzcząc ludzi, którzy się opamiętali, a Jezus przyszedł i robił dokładnie to samo. Mamy więc nakładanie się ich służb trwające kilka miesięcy.

Możemy to zobaczyć w wersecie 23, gdzie jest też jedna ważna informacja. „Jan także chrzcił w Ainon blisko Salim, bo tam było dużo wody”. Potrzebujesz dużo wody, żeby chrzcić ludzi we właściwy sposób. Musi być jej wystarczająco do zanurzenia. To było dobre miejsce dla Jana, co oznacza, że wciąż wiele osób przychodziło do Jana. To miejsce nazywa się Ainon i było blisko Salim. Nie wiemy, gdzie to dokładnie jest. Istnieją dwie możliwości. Może to być w pobliżu Sychem lub w pobliżu Bet Szean – oba fascynujące miejsca biblijne ze Starego Testamentu. Można je zobaczyć nawet dzisiaj. Szczególnie Bet Szean jest niesamowitym miejscem, w którym poległ Saul. Ale oba znajdują się w Samarii. To interesujące, oba są w Samarii. To nam mówi, że Jan udał się na północ. Gdy tylko Jezus udał się do regionów wokół Jerozolimy i Judei i zaczął swoją służbę, Jan udał się gdzie indziej. Nie chciał rywalizować. Udał się na północ, do Samarii. Opuścił Judeę dla Jezusa. To pierwszy akt pokornego człowieka, który opuszcza miejsce swojego sukcesu i udaje się gdzie indziej, żeby zrobić miejsce dla kogoś innego. Realizuje więc służbę głoszenia opamiętania i chrzczenia równoległą do służby Jezusa. Żaden z nich nie udzielał chrześcijańskiego chrztu. Pojawia się to dopiero w Dziejach Apostolskich 2:41, po śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa – przedstawienie chrześcijańskiego chrztu – jako pogrzebanie z Nim w chrzcie i wzbudzenie do nowego życia. Więc te dwie służby nakładają się na siebie. Mają miejsce w tym samym czasie.

Chciałbym tylko zwrócić uwagę na jedną rzecz. W wersecie 22 przebywał z nimi i chrzcił. Przejdźmy do rozdziału 4, wersetu 1. „A gdy Pan się dowiedział, że faryzeusze usłyszeli, iż Jezus zyskuje więcej uczniów i więcej chrzci niż Jan”. Teraz dostaliśmy taką informację. Teraz więcej ludzi idzie do Jezusa, niż wcześniej przychodziło do Jana. Tak przy okazji, werset 2: „Chociaż sam Jezus nie chrzcił, ale jego uczniowie”. Chrzcił w tym sensie, że umożliwiał ludziom chrzest. Wzywał ludzi do chrztu, ale zanurzanie zostawiał swoim uczniom – powód jest oczywisty, prawda? Kto cię ochrzcił? Zostałem osobiście ochrzczony przez Jezusa. A kto ciebie ochrzcił? To tylko podsycałoby ludzką dumę. To 1 List do Koryntian 1, gdzie Paweł mówi: „Dziękuję Bogu, że nikogo z was nie ochrzciłem prócz Kryspa i Gajusa”, bo to stwarza tylko problemy. Jezus mógł więc przekazać zanurzanie, ale nie głoszenie. Dla uczniów było na to za wcześnie. Nie nauczali. Brakowało im przeszkolenia, nawet po kilku miesiącach. Ale mógł pozwolić im chrzcić i tak się stało. Ale chcę, żebyście w wersecie 1 zwrócili uwagę, że popularność Jezusa wzrastała, a Jana malała. I najwyraźniej uczniowie Jana zaczęli się martwić o konsekwencje dla tego, którego kochali. Wróćmy jednak do wersetu 24, gdzie to widzimy. Jest napisane: „Jan bowiem nie był jeszcze wtrącony do więzienia”. „Jan bowiem nie był jeszcze wtrącony do więzienia”.

Dlaczego to tam jest? To naprawdę ważne słowa. Powiesz: „Ale to oczywiste. Dopiero co było napisane, że chrzcił”. Więc to rozumiemy. Nie był w więzieniu. Wyszedł chrzcić. Dlaczego jest tam to stwierdzenie? Oto odpowiedź: ponieważ w Ewangeliach Mateusza i Marka uwięzienie Jana zapisane jest zaraz po chrzcie Jezusa przez Jana. Jeśli czytacie Mateusza i Marka, czytacie, że Jan chrzci Jezusa i bum, Jan jest w więzieniu. A tak przy okazji, ludzie czytali te Ewangelie od ponad trzydziestu lat, zanim Jan to napisał. Jan chce więc, żeby zapis historii był poprawny, więc po prostu rozdziela chrzest Jezusa od uwięzienia Jana Chrzciciela i dołącza tę sekcję. To jest zgodne z chronologią.

Tak przy okazji, to jest korzyść z czytania nowej książki „One Perfect Life”. Wszystko, co Jezus zrobił dla ciebie przez całą swoją historię. Więc czytacie to tak, jak rozwijało się chronologicznie.

To właśnie w tych miesiącach, między chrztem a uwięzieniem Jana, ich służby nakładają się na siebie. Ludzie przechodzą od Jana do Jezusa, ponieważ Jan ich wysyła i ponieważ Jezus czyni cuda. To właśnie w tym kontekście, w wersecie 25, dochodzimy do problemu: „A powstał spór między uczniami Jana a [pewnym] Żydem w sprawie oczyszczenia”. Oczyszczenie odnosi się do chrztu. Chrzest symbolizował opamiętanie i oczyszczenie. Zaczęli więc dyskutować z Żydem. Możemy to założyć. To Żyd, ich rodak, który w jakiś sposób kwestionował różnicę między tym, co robił Jezus a tym, co robił Jan. To było przyczyną tego problemu. Myślę, że ten człowiek mógł być uczniem Chrystusa i natknąć się na uczniów Jana. I zaczęła się dyskusja o tym, kto jest największy, kto najwięcej znaczy, czyj chrzest jest najważniejszy, kto jest lepszy. Czy uczniowie Jana Chrzciciela nie zrozumieli przesłania? Jan wskazał na Chrystusa w 1 rozdziale i w kółko powtarzał: „Nie jestem Chrystusem”, „Nie jestem Chrystusem”. Tak naprawdę mówił to cały czas: „Nie jestem Chrystusem”. Apostoł Jan mówi, że nie był światłością. Przyszedł, żeby zaświadczyć o światłości. Jan z radością wyznał: „Nie jestem Chrystusem”, kiedy przywódcy przyszli z pytaniem: „Kim jesteś? Czy jesteś Eliaszem? Czy jesteś tym prorokiem?”. „Nie, nie jestem. Jestem tylko głosem wołającego na pustyni”.

Powinni byli to wiedzieć, ale mieli z tym trudności. Kiedy Jan został w końcu uwięziony – można o tym przeczytać w Ew. Mateusza 11 – jego uczniowie dalej mieli trudności z przejściem do Chrystusa. Jan wysłał ich więc, żeby poszli do Chrystusa i zapytali Go, czy nie jest Mesjaszem. I tak zrobili. Rozdział 11, poszli do Jezusa, a On powiedział: „Spójrzcie, ludzie są uzdrawiani, ślepi widzą, głusi słyszą, ubogim głoszona jest ewangelia. Jakiego dowodu jeszcze potrzebujecie?”.

Więc trzymają się Jana. Biorą udział w tej dyskusji. I walczą o wyższość Jana nad Jezusem. „Przyszli więc do Jana i rzekli mu: Mistrzu! – zauważcie brak imienia Jezus – Ten, który był z tobą za Jordanem”. Muszą to wszystko powiedzieć, bo nie chcą powiedzieć „Jezus”. Tak przemawia zazdrość. „O którym ty wydałeś świadectwo, oto On chrzci i wszyscy idą do Niego”. To się nazywa zazdrosne wyolbrzymienie. To zwykła zazdrość. Nie chcą nawet wymawiać Jego imienia. Są gorliwi i zazdrośni o Jana Chrzciciela, pełni niezadowolenia. Przyszli więc poskarżyć się Janowi.

Dziwna postawa, sprzeczna ze wszystkim, co Jan im powiedział. Jak na to odpowiedział? Co myślał o tym, że tłumy przechodzą do Chrystusa? Co myślał o wschodzącym Słońcu i Jego chwale, która wypełnia wszystko tak, że jedna gwiazda na niebie znika? Co o tym myślał?

Werset 27: „Jan, odpowiadając, rzekł: Nie może człowiek niczego wziąć, jeśli mu nie jest dane z nieba”. Czy to nie rozwiązuje kwestii służby? To jak w Ewangelii Jana 15:5: „Beze mnie nic uczynić nie możecie”. Dary, stanowiska i służby w Królestwie Bożym opierają się całkowicie na darmowej łasce Bożej, Bożym suwerennym powołaniu, przywileju, możliwości.

Uwielbiam to, co mówi o tym Apostoł Paweł. On rozumie to bardzo dobrze. Drugi List do Koryntian 4: „Dlatego, mając tę służbę, która nam została poruczona z miłosierdzia”. Służba to miłosierdzie. Powtarzałem to przez lata wiele razy. Służba to miłosierdzie. Czym jest miłosierdzie? Czymś, na co nie zapracowałeś, czymś, na co nie zasługujesz, czymś, co jest ci dane, mimo że nie jesteś tego godny. Paweł mówi do Tymoteusza, przypominając mu: „Byłem bluźniercą, gnębicielem i mordercą, ale Pan uznał mnie za godnego zaufania i miłosierdzia dostąpiłem”. Nie zasługujesz na to. Nie wznosisz się na szczyt, bo jesteś świętszy niż wszyscy inni. To miłosierdzie.

Pisząc do Kolosan, we wspaniałym 1 rozdziale Listu do Kolosan Paweł mówi wiele o służbie, ale to jest jeden z moich ulubionych wersetów. List do Kolosan 1:25: „Jego sługą stałem się zgodnie z zarządzeniem Boga”. „Jego sługą stałem się zgodnie z zarządzeniem Boga”. Zarządzenie oznaczające odpowiedzialność, powierzenie odpowiedzialności. Zasada jest bardzo jasna. Człowiek nie otrzymuje nic, jeśli chodzi o powołanie, jeśli chodzi o przywilej służby, jeśli chodzi o moc do służenia, jeśli chodzi o owoc służby, z wyjątkiem tego, co jest mu dane z nieba. Dotyczy to nawet Chrystusa. Spójrzcie na werset 35: „Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w Jego ręce”. Nawet to, co miał Chrystus, zostało Mu dane przez Ojca.

W 1 Liście do Koryntian 4:7 Paweł pyta: „Bo któż ciebie wyróżnia? Albo co masz, czego nie otrzymałbyś? A jeśli otrzymałeś, czemu się chlubisz, jakobyś nie otrzymał?”. To ma fundamentalne znaczenie.

Zasada jest więc bardzo jasna. Służba jest miłosierdziem, które spływa na niegodnego chrześcijanina w oparciu o suwerenną łaskę Boga. Nie możesz na to zasłużyć. Nie możesz tego zdobyć. Nie możesz tego osiągnąć. Ale, tak przy okazji, możesz ją utracić. Możesz zostać zdyskwalifikowany. Takie jest podejście Jana. Co za pokora.

Co mówi Jan? Jeśli możemy użyć współczesnego języka: „Tu nie chodzi o mnie, tu nie chodzi o mnie. Tu chodzi o niebo i o to, co niebo powierzyło w moje ręce jako łaskę”. To jedyny sposób, w jaki można spojrzeć na służbę.

A następnie, zaczynając od tej rzeczywistości, ilustruje ją w dwóch następnych wersetach. Werset 28: „Wy sami możecie mi zaświadczyć”. Byliście moimi naśladowcami, moimi lojalnymi naśladowcami, moimi zazdrosnymi wyznawcami. „Ale wiecie, że powiedziałem: Ja nie jestem Chrystusem”. Wiecie o tym. „Lecz zostałem posłany przed Nim”. Mówił to w Ewangelii Jana 1:15, 1:23, 1:27. Cały czas: „Nie jestem Chrystusem, nie jestem Chrystusem, nie jestem Chrystusem”.

Każdy duchowny musi to powtarzać: „Nie jestem Chrystusem, nie jestem Chrystusem”. Nie chodzi o mnie. Nie chodzi o mnie. Chodzi o Niego. Jestem gwiazdą, im szybciej zniknę, tym lepiej. Im szybciej zatracę się w chwale Chrystusa, tym lepiej, tym lepiej.

Następnie, pięknie ilustruje to w wersecie 29. „Kto ma oblubienicę, ten jest oblubieńcem. A przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, raduje się niezmiernie, słysząc głos oblubieńca. Tej właśnie radości doznaję w całej pełni”. To, co sprawiało, że oni byli zazdrośni, sprawiało, że on był radosny. To właściwe podejście.

Gdyby ktoś założył kościół na naszej ulicy i miał dwa, trzy, cztery, pięć razy więcej ludzi niż my tutaj, którzy przychodziliby do Chrystusa, wierzyli w ewangelię i byli zbawieni, jakie byłoby nasze nastawienie? Czy byłaby to zazdrość? Tu nie chodzi o nas. Tu nie chodzi o mnie. Tu chodzi o Niego. Tu chodzi o Niego.

W 1 rozdziale Listu do Filipian Paweł był w więzieniu, kiedy pisał ten list i byli tam inni kaznodzieje, którzy mówili: „To jest nasza szansa, żeby zabłysnąć. Wiecie, ten starzec jest w więzieniu, teraz możemy to wykorzystać. On nie może się teraz przemieszczać”. Zaczynają go więc atakować. Ranią go. Używa takiego języka. Mało tego, że jestem w więzach. Dodają ból do moich więzów, mówiąc że jestem w więzieniu z powodu grzechu i ponieważ Pan mnie ukarał, a oni, Filipian 1:15, głoszą Chrystusa z zazdrości. Głoszą Chrystusa z zazdrości. Zazdrość? Jakie to okropne.

Jakie jest twoje nastawienie, Pawle? Werset 18: „Cóż więc? Cóż więc? Chrystus jest głoszony. Z tego się raduję i radować będę”. To jest pokora sługi – Chrystus jest głoszony, Chrystus jest wywyższony. Niektórzy głoszą z dobrej woli wobec mnie. Niektórzy głoszą z zazdrości wobec mnie. W każdym razie: „Chrystus jest głoszony, z tego się raduję”. Jan nie wykazuje żadnej postawy rywalizacji z Chrystusem lub jakąkolwiek inną osobą, która głosi Chrystusa. Jest jak drużba na weselu i taką ilustrację mamy w wersecie 29. Co było obowiązkiem drużby?

W starożytności drużba, zwany shoshbin, odgrywał bardzo ważną rolę, bardzo ważną rolę. Wesela były wielką sprawą. Trwały nawet do tygodnia. Planowano je z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, a pan młody przygotowywał swój dom, ponieważ ślub odbywał się, gdy dom był gotowy i wszystko było przygotowane. Miał więc drużbę, najbliższego przyjaciela, który wykonywał całą pracę, zajmował się wszystkimi zadaniami i obowiązkami, a przez cały ten czas komunikował się z panną młodą i informował ją o tym, kiedy, gdzie i jak się spotkać, żeby wszystko przygotować. A potem, kiedy nadszedł ten dzień i miało się to wydarzyć, zabierał pannę młodą i przedstawiał ją panu młodemu.

Jan mówi: „To moja praca. Nie jestem oblubieńcem. Chcę tylko połączyć oblubienicę z oblubieńcem. Chcę tylko przyprowadzić grzeszników do Jezusa. To wszystko, co chcę zrobić. A kiedy to robię, niezmiernie się raduję. Tej radości doznaję w całej pełni. Jesteście zazdrośni. Jesteście smutni, ponieważ Jezus ma więcej ludzi niż ja. Mówię wam, że ja właśnie po to żyję. To jest to, do czego zostałem powołany. To jest moja radość. Moje zadanie zostało wykonane”.

A kiedy oblubieniec zabiera swoją oblubienicę, po drużbie nie zostaje nawet przypis. On znika. I dlatego mówi: „On musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym”. To jest pierwsza zasada służby. Pokora. Owocem wielkiej służby nigdy  nie są uczniowie duchownego. Zawsze jej owocem są uczniowie Zbawiciela. Rozumiecie to. To jest fundamentalne. Za każdym razem, kiedy ludzie czczą człowieka, coś jest nie tak, coś jest zepsute. Kiedy Chrystus jest umniejszany, a duchowni wywyższani, mamy kościół Szatana. Tam, gdzie jest kościół Chrystusa, duchowni nigdy nie postrzegają siebie jako kogoś innego niż równego każdemu innemu chrześcijaninowi – jako grzesznika zbawionego przez łaskę, obdarzonego darami i miłosiernym zarządzeniem z nieba, które nie wynosi ich ponad nikogo, nikogo. Hierarchia kościelna jest zepsuciem. Zasada jest więc następująca. On musi – „musi” jest kluczowym słowem – musi wzrastać. Ja muszę być zanikającym cieniem. Ale prorok popada w pełnię radości. Nie zatrzymuje niczego dla siebie. A tak przy okazji, pod koniec tego czasu nakładania się ich służb, został aresztowany. Wciąż walczy ze swoimi uczniami w kwestiach dotyczących Jezusa i dlatego wysyła ich po informacje. A potem marnieje w więzieniu i pewnego dnia wzywają go. Wyciągają go z celi, odcinają mu głowę i przynoszą jego głowę na talerzu na orgię. I to jest ostatnia scena Jana.

Ale ścięcie jego głowy wprowadziło go do wiecznej radości. I jestem pewien, że usłyszał: „Dobrze, sługo dobry i wierny”. Więc to jest: „muszę stawać się mniejszym”. A w przyszłym tygodniu: „On musi wzrastać”.

Panie, przychodzimy do Ciebie dziś rano z wdzięcznymi sercami. Mamy tak wiele powodów do wdzięczności, tak wiele powodów, by Cię wychwalać. Dałeś nam prawdę. Dziękujemy Ci, za uratowanie nas od fałszywego chrześcijaństwa. Dziękujemy Ci, za uratowanie tych wszystkich ludzi z kościołów rzymskokatolickich, kościołów mormońskich i innych kultów, a nawet z islamu i ateizmu – dziękujemy Ci. Obyśmy wspólnie wywyższali Chrystusa. Obyśmy znikali, kiedy On i Jego chwała wypełnia wszystko we wszystkich. Oby zawsze chodziło o Chrystusa, oby zawsze liczył się Chrystus. Dziękujemy Ci, za doprowadzenie nas do poznania Chrystusa i modlimy się za tych, którzy są dzisiaj wśród nas, a nie poznali Chrystusa, którzy marnieją w ciemności, być może w ciemności rzymskiego katolicyzmu lub innej fałszywej religii. Bądź łaskaw i pozwól, by zaświeciło im światło ewangelii, żeby mogli zobaczyć Chrystusa takim, jakim jest i upaść u Jego stóp, rozumiejąc, że zbawienie jest tylko z łaski tylko przez wiarę tylko w Niego, a nie przez jakiekolwiek ich uczynki lub jakikolwiek rytuał. I nie jest to oferowane przez żadną instytucję. Jest to dar dla skruszonego grzesznika, który przychodzi tylko przez wiarę, nie polegając w ogóle na swoich własnych uczynkach i woła o łaskę nowych narodzin. I jeszcze raz dziękujemy Ci, Panie, za depozyt, który przekazujesz naszym umysłom zawsze, kiedy gromadzimy się wokół Twojego Słowa. Otrzymujemy kolejny skarb, kolejną inwestycję Bożego złota zdeponowanego w naszych umysłach, w naszym życiu. Uczyń nas duchowo bogatszymi, bardziej użytecznymi dla Ciebie. Obyśmy wykorzystali ten skarb tam, gdzie jest to potrzebne, żeby głosić prawdę innym. I niech światło ewangelii świeci w ciemności tego świata i niech stanie się jasne, gdzie jest prawda, żeby ludzie mogli unikać oszustwa. Wzbudź prawdziwą ewangelię oraz wiernych kaznodziejów i ukórz ich, żeby ludzie stali się naśladowcami Chrystusa, którego głoszą, a nie nich samych. Dziękujemy Ci w imieniu Zbawiciela. Amen.

Udostępnij!
    Dołącz!
    Wpisz swój e-mail, aby co dwa tygodnie otrzymywać najnowsze materiały EWC.