A zbliżali się do niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby go słuchać. Faryzeusze zaś i uczeni w Piśmie szemrali i mówili: Ten grzeszników przyjmuje i jada z nimi. Powiedział im więc takie podobieństwo: Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie pozostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustkowiu i nie idzie za zagubioną, aż ją odnajdzie? A odnalazłszy, kładzie ją na ramiona swoje i raduje się. I przyszedłszy do domu, zwołuje przyjaciół i sąsiadów, mówiąc do nich: Weselcie się ze mną, gdyż odnalazłem moją zgubioną owcę! Powiadam wam: Większa będzie radość w niebie z jednego grzesznika, który się upamięta, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują upamiętania. Albo, która niewiasta, mając dziesięć drachm, gdy zgubi jedną drachmę, nie bierze światła, nie wymiata domu i nie szuka gorliwie, aż znajdzie? A znalazłszy, zwołuje przyjaciółki oraz sąsiadki i mówi: Weselcie się ze mną, gdyż znalazłam drachmę, którą zgubiłam. Taka, mówię wam, jest radość wśród aniołów Bożych nad jednym grzesznikiem, który się upamięta.
Ewangelia Łukasza 15:1-10
Za każdym razem kiedy czytamy lub słuchamy tego podobieństwa przychodzi nam na myśl różowy i puszysty obraz owieczki i wyobrażamy sobie zielone pastwiska. To, nad czym się rzadziej zastanawiamy – to jakiego rodzaju zwierzęciem jest owca. Nie raz zastanawiałem się skąd taki pomysł na te owce, przecież to jest takie niemądre zwierzę. Nawet dzisiaj używamy tej nazwy w niektórych językach by obrazić kogoś: ty, tępa owco! Ty, baranie! Upodabnianie nas do owiec tak naprawdę miało być zrobioną w dobrej wierze zniewagą!
Czytałem kiedyś o jednym szkockim pastorze, który jednocześnie jest pasterzem i zajmuje się owcami na co dzień. Pisze on:
Owca jest głupim zwierzęciem. Potrafi się zgubić w taki sposób, w jaki pies nigdy by się nie zgubił. Często jest tak, że nawet gdy już ją znajdziesz, ona nie pójdzie za tobą do domu. Będziesz musiał ją schwycić, położyć na ziemi, związać jej nogi i zanieść do domu. To jest jedyny sposób na uratowanie zagubionej owieczki.
A więc czego uczy nas taka postać rzeczy?
Jak i owce, ciągle potrzebujemy ratunku. Owce, spadają z urwiska i zabijają się. Pies jest o wiele mądrzejszym zwierzęciem. Co więcej, psów używa się do wypasania owiec. Mieszkając na Podhalu, często widziałem podhalanych – psy pasterskie, które wypasały owce. Kiedy pies się zgubi, po jakimś czasie zdaje sobie sprawę z tego co się stało, widać to po jego wystraszonych oczach, wpada w panikę – zaczyna biegać w poszukiwaniu swojego pana. Kiedy go znajdzie, będzie podskakiwać i machać ogonem. Wystarczy, że skierujesz go we właściwym kierunku albo żeby tylko zobaczył dokąd ty idziesz i już dalej poradzi sobie sam, ale nie owca! Owca tak nie potrafi. Jedynie w trzodzie, z innymi owcami może biec bezmyślnie za pasterzem kiedy ten zawoła. Co to znaczy?
Owca nie może przyczynić się do swojego zbawienia
W przeciwieństwie do kota czy psa, owieczkę trzeba doprowadzić do samego domu i wszystko za nią zrobić. To pasterz sam musi pokonać trasę w kierunku domu zamiast owcy. Jak to podobieństwo Jezusa przekłada się na naszą sytuację?
Znaczy to to, że ty i ja jesteśmy tak zagubieni, że nie możemy w żaden sposób przyłożyć się do swojego zbawienia, i możemy być zbawieni tylko z łaski, a nie dzięki współpracy z Bogiem. Nie wystarczy myśleć, że Jezus jest wielkim Nauczycielem, który zostawił nam inspirację i przykład tego jak powinno się żyć. Nie można też myśleć, że jeżeli ja zrobię coś dla Niego, to on w odpowiedzi na ten mój krok, zrobi swój. Albo jeszcze gorzej – największe kłamstwo, którym zewsząd jesteśmy otoczeni, zwłaszcza w Krakowie – na przychylność Bożą mogę sobie zapracować jeżeli będę wykonywał pewne obrzędy i jeśli będę się bardzo starał.
Ostatnio przeglądałem swoje notatki z książki Jana Parandowskiego – “Niebo w płomieniach” (1936). Jan Parandowski był pisarzem, eseistą i tłumaczem. Urodził się we Lwowie w rodzinie księdza greckokatolickiego. Ta powieść zawiera elementy autobiograficzne, przedstawia historię dojrzewania ucznia gimnazjum w galicyjskim Lwowie. Ukazany jest proces utraty wiary w Boga u dorastającego chłopca, rodzące się wątpliwości, własne przemyślenia. Na końcu powieści znajduje się epizod, gdzie Teofil (wcielenie Parandowskiego) odwiedza kolegę z klasy, który jest śmiertelnie chory, i któremu nie zostało już dużo życia. W trakcie tej wizyty kolega czuje się na tyle osłabiony, że zasypia, a Teofil wychodzi na palcach. Dalej podaje monolog Teofila:
Oto najgłębsze źródło wiary — myślał Teofil po drodze — lęk przed nicością, pragnienie indywidualnego trwania (mowa o chłopaczku, gimnazjaliście, który umiera). Ten biedak chce żyć po śmierci, chce żyć sam, indywidualnie i świadomie, a nie w jakiejś innej formie, w której musiałby mu ktoś udowodnić, że on tam jest. Ależ to nonsens uważać, że istnienie, które ma początek, nie ma mieć końca!” Schodząc w dół ulicy Kopernika spojrzał na niebo, na którym z daleka widać było dwa krzyże, katedry i Dominikanów — dwa znaki dodawania z nieziemskiej algebry, rozwiązującej człowieka i świat w szalonym równaniu o samych niewiadomych… A jednak to wzruszające: protest śmiertelnika przeciw śmierci, bunt ducha przeciw materii, żądza ujarzmienia jej choćby ręką Boga, z którym można zawrzeć sojusz, na najgorszych, lecz nie beznadziejnych warunkach.
Podsumowując to co Parandowski próbował przekazać to:
- człowiek czerpie swoją wiarę z pragnienia by trwać po śmierci
- mieć nadzieję, że ty i ja nie mamy końca i będziemy trwać po śmierci jest bez sensu
- życie po śmierci żąda dowodów
- życie jest równaniem, które składa się z samych niewiadomych, a więc nigdy nie będziemy w stanie go rozwiązać
- w wyniku beznadziei ludzie przychodzą do Boga aby zawrzeć z nim sojusz na niekorzystnych dla siebie warunkach.
Jezus natomiast w dzisiejszym podobieństwie uczy, że z nim się nie zawiera sojuszu. Zagubiona owca nie jest na odpowiednim stanowisku by zawierać sojusze lub dyktować warunki. Chrystus nas odnajduje, ratuje, przychodzi z nadzieją. Już kiedy zagubiona owca widzi nadchodzącego pasterza, zaczyna beczeć, rozumie, że jej jedyną nadzieją jest ten pasterz, i On zrobi wszystko dla niej i za nią. Będę żyć! Nie zginę, idzie mój Pasterz! Ten Pasterz rozwiąże to równanie z samymi niewiadomymi.
Czy będę trwać dalej, czy będę trwać po śmierci i po okresie zagubienia – zależy od Pasterza. W międzyczasie mogę tylko pokładać na nim całą moją nadzieję. Nie tylko jako na kimś, kto mnie zaniesie do domu, ale na kimś, kto już wszystko za mnie zrobił – nawet przeszedł całą drogę do domu.
Dlaczego Jezus opowiadał tę historię? Była ona odpowiedzią na coś.
Faryzeusze zaś i uczeni w Piśmie szemrali i mówili: Ten grzeszników przyjmuje i jada z nimi.
Ewangelia Łukasza 15:2
W tamtych czasach zaproszenie kogoś do swojego domu było równoznaczne propozycji przyjaźni. To był sposób na powiedzenie: Chcę mieć z Tobą społeczność. Jezus zaczyna budować taką społeczność z ludźmi, którzy nigdy wcześniej do takiej wspólnoty nie należeli. Wspólnota wiary w tamtych czasach bazowała na pokorze względem Boga. Jeżeli nie jesteś pokorny w stosunku do Boga, nie praktykujesz wiary, to nie możesz być częścią tej wspólnoty. A więc Jezusie, jak śmiesz z nimi się zadawać? A zadaniem Jezusa było stworzenie wspólnoty, gdzie wszyscy będą mówić: Patrz! Oto moneta, którą zgubiłem! Oto owca, która zabłąkała! Jak dobrze, że się odnalazła!
“Taka, mówię wam, jest radość wśród aniołów Bożych nad jednym grzesznikiem, który się upamięta”. Jezus próbuje wytłumaczyć tutaj, że: Przychodzę z Nieba, gdzie mamy doskonałą wspólnotę, wiem jak to działa tam na górze. Ta wspólnota będzie cieszyć się na tych, którzy są zbawieni przez łaskę o wiele bardziej, niż na tych, którzy nie mają się z czego upamiętywać. Po prostu cieszę się z każdego grzesznika i taką Wspólnotę mam zamiar zbudować tutaj na ziemi.”
Pozostałe religie będą cię traktować jak kota lub psa – islam, buddyzm… będą rozkazywać ci co masz robić i dokąd masz iść by osiągnąć boskość. One będą wyłącznie wskazówkami pokazującymi co masz robić. Ale Chrześcijaństwo traktuje cię jako owcę. Kiedy już wszystko zrozumiesz i dotrze do Ciebie, czego Jezus dokonał, przeżyjesz coś niebywałego – podobne to będzie do tego jakbyś umarł i narodził się na nowo. Wtedy zaczniesz myśleć: Jestem nie tylko nieskończenie zagubiony, ale także nieskończenie umiłowany i doceniany, jestem czyimś skarbem, jestem czyjąś “monetą”. On zrobi wszystko by dostarczyć mnie do domu.
Kiedy Chrystus mówi, “Jestem Pasterzem” – robi bardzo poważne twierdzenie, ponieważ pasterze totalnie kontrolują życie owiec. Nie są doradcami, nie zbierają owiec raz w miesiącu na łące na warsztaty o tym jak jeść trawę. Owce są zależne od pasterza w każdej dziedzinie swojego życia. Poprzez twierdzenie “Jestem Pasterzem” Jezus woła dzisiaj cię mówiąc – Oddaj mi się całkowicie! W dzisiejszych czasach bardzo nie lubimy kiedy ktoś nas kontroluje albo zabiera nam kontrolę nad czymś. Ale trzeba popatrzeć na to trochę inaczej. Wyobraź sobie, że oddajesz mu coś z czym sam sobie nigdy nie dasz rady; np. równanie nie do rozwiązania. Oddając go Jezusowi – oddajesz go samemu Twórcy tego równania.
Niechaj Pan pomoże nam wszystkim właśnie w taki sposób powierzyć Jemu nasze życie!
Artykuł ten ukazał się po raz pierwszy na stronie Kościoła Chrystusa Zbawiciela w Krakowie. Wykorzystano za zgodą.