Kilka lat temu przyszła do mnie zrozpaczona matka jednego ze studentów i powiedziała: „Nie wiem już co mam robić z moim synem. Modlę się za niego od wielu lat, ale on jest całkowicie zbuntowany. Pali marihuanę; źle postępuje, robi szalone rzeczy i nie chce słuchać o wierze chrześcijańskiej. Mógłbyś z nim porozmawiać?”.
Ostrzegłem ją, że naciskanie na niego w tej sprawie – chodzi o rozmowę – nie zachęci go do słuchania, niemniej jednak przystałem na jej prośbę. Przekonała swojego syna, by się ze mną spotkał. Gdy się pojawił, był nadąsany, lakoniczny w swoim wypowiedziach i wyraźnie wrogo nastawiony. Zapytałem go: „Na co się tak wściekasz?”. Odpowiedział: „Na matkę”. „A dlaczego jesteś zły na swoją matkę?” – kontynuowałem. Jest na nią wściekły, bo jak twierdził: „Za każdym razem jak to jest tylko możliwe, próbuje mi wepchnąć religię do gardła”.
Zapytałem: „Czyli nie kupujesz chrześcijaństwa?”. Odparł: „Nie, proszę pana”. „W porządku” – rzekłem – „to powiedz mi, w co wierzysz?”. „Wierzę, że każdy powinien mieć prawo do robienia wszystkiego, na co ma ochotę”. „No dobrze” – powiedziałem – „ale dlaczego jesteś wściekły na swoją matkę?”. On na to: „Co Pan ma na myśli?”. „Cóż, może twoja matka lubi wpychać ludziom religię do gardeł. Mówisz, że chcesz, żeby każdy mógł robić to, co chce, ale w taki sposób, aby nikomu nie przeszkadzać. Ty z kolei chcesz robić to, na co masz ochotę, nawet jeśli to przeszkadza innym”.
Dodałem: „Nie widzisz, że gdybyś narzekał opierając się na standardach chrześcijańskiej etyki, te sprawy wyglądałyby inaczej? Gdyby matka wzbudzała w tobie gniew i była wobec ciebie nachalna, nie brałaby pod uwagę twojej wrażliwości, miałbym podstawę do tego, by stanąć po twojej stronie. Mógłbym zacząć bronić ciebie przed matką”. W tym momencie rozpoczęło się jego zainteresowanie chrześcijaństwem.
W tym przykładzie chodzi o to, że ów młody człowiek wiedział co mu się nie podoba, jednak dobrze tego nie przemyślał. Chciał dojść do wniosku, że nie ma żadnej ostatecznej podstawy dla etyki, tyle że sam nie mógł żyć według tego wyobrażenia. I to jest miejsce, do którego doszedł niechrześcijański filozof Immanuel Kant, stwierdzając, że życie jest niemożliwe bez Boga, sprawiedliwości i życia po śmierci.
Można to sprowadzić do tego: jeśli nie ma Boga, jeśli nie ma życia po śmierci, wówczas ostatecznie wszystkie nasze decyzje etyczne przestają mieć jakikolwiek sens. Oto prawdziwa i nieunikniona konkluzja. Jeśli się nad tym zastanowimy, to jest to jedyny wniosek, do którego możemy dojść, jeżeli usuniemy Boga ze swojego myślenia. Jedyną alternatywą dla etyki absolutnej staje się etyka relatywna. Nie możemy brać pod uwagę etyki absolutnej, nie myśląc o osobowym Stwórcy.
Wyznanie, że Bóg jest Stwórcą to uznanie, iż nie jesteśmy czymś w rodzaju pozbawionego wartości kosmicznego zbiegu okoliczności. Istniejemy dzięki czemuś ważnemu i zmierzamy ku czemuś ważnemu.
Determiniści mechanistyczni wraz z hiper-ewolucjonistami twierdzą, że człowiek-zwierzę to najbardziej rozwinięty byt, biorąc pod uwagę to wszystko, co rozwinęło się z pierwotnej zawiesiny. Rodzaj ludzki, ta dojrzała bakteria, jest rezultatem działania kosmicznych sił i od tych właśnie obojętnych i bezosobowych sił zależy los rodzaju ludzkiego. Pogląd ten nie pozostawia nas w totalnej ciemności w kwestii celu ludzkiego istnienia, ale nie nadaje mu żadnego istotnego znaczenia. Co rozpoczęło swój byt w zawiesinie, przeznaczone jest do organicznej dezorganizacji i rozpadu.
Pogląd mechanistyczny nie tłumaczy sensu istnienia. Pojawiły się jednak próby rozwinięcia etyki mechanistycznej. Wszystkie zawiodły. Dlaczego bakteria miałaby kierować się moralnością? Jeśli jestem kosmicznym przypadkiem, dlaczego miałoby mnie obchodzić twoje istnienie? Dlaczego miałbym wybierać życie, a nie śmierć? Co takiego szczególnego ma w sobie życie? Dlaczego wartość człowieka miałaby być większa od wartości kamienia?
Współczesne odmiany świeckiego humanizmu przyjmują mechanistyczne bądź ewolucyjne wyjaśnienie naszego pochodzenia, a jednak nie podążają za jego nieuniknionym wnioskiem. Tak, wszystkie formy humanizmu podzielają troskę o rodzaj ludzki i jego dobrostan, tyle że poza Bogiem nie można liczyć na trwałość i pewność tej troski.
Zarówno chrześcijaństwo, jak i humanizm poszukują uzdrowienia zranionych relacji i szanują godność rodzaju ludzkiego. Podstawy owego szacunku są jednak odmienne dla każdego z nich. Chrześcijanin postrzega horyzontalną i międzyludzką relację jako nieoddzielną od wertykalnej relacji z Bogiem. Poprzestanie na ludzkim, horyzontalnym poziomie, oznacza zaniedbanie ścieżki wiodącej do wieczności i obecności w niej rodzaju ludzkiego. Podkreślanie godności człowieka bez uznania Boga jako Stwórcy prowadzi humanistę do działania w sposób arbitralny i irracjonalny. Jeśli rodzaj ludzki zaistniał dzięki przypadkowi, z chaosu, dlaczego w ogóle mielibyśmy przypisywać mu jakąś godność? Od momentu pojawienia się chrześcijaństwa humanizm stale czerpał z niego, biorąc dla siebie chrześcijańskie wartości i etykę, odrzucając jednocześnie sedno kontekstu teologii chrześcijańskiej. Ten kontekst to jedyny powód, dla którego wartości i etyka mają sens. Jako człowiek, gdy ktoś mówi mi, że „powinienem” zrobić to czy tamto, nie dając mi żadnego powodu, dla którego miałbym tak właśnie postąpić, odrzucam takie roszczenie moralne. Humaniści, bez jakiegoś konkretnego powodu, uczynili godność i wartość „oczywistością” ludzkiego doświadczenia. Nasze doświadczenie zgadza się oczywiście z ich założeniem. Głośno mówi ono o tym, że życie jest cenne, i że każda osoba jest istotą o ogromnej wartości i godności. Mowa ta jest jednak pusta, jeśli pochodzi od bakterii, której przeznaczeniem jest wyłącznie śmierć.
Chrześcijaństwo naucza, że godność ludzka jest zakorzeniona w świętości Boga; ona odbija Bożą godność. Jest tak dlatego, że człowiek został stworzony na obraz Boga (Rdz 1:27). Stwórca, który ma w sobie nieskończoną godność i wartość naznaczył nas pieczęcią wartości i godności, mających swój początek w Jego własnej wartości i godności. Gubiąc tę ideę, gubisz transcendentny i fundamentalny powód, by traktować byt ludzki nie inaczej jak traktuje się psa, delfina czy chwast. Nie jest przypadkiem, że dwa największe przykazania dotyczą miłości Boga i miłości bliźniego (Mt 22:34-40). Nie można mieć tego drugiego bez tego pierwszego. Ci zaś, którzy posiadają to pierwsze, będą mieli także to drugie, bo jeśli kochamy Boga o nieskończonej godności, będziemy także kochać ludzi, ponieważ oni odbijają, choć na sposób niedoskonały, Jego godność.
Nasze rozumienie godności jest ostatecznie oparte na godności Boga i fakcie, że zostaliśmy stworzeni na Jego podobieństwo. W związku z tym, przypisujemy godność ludziom, a nie zwierzętom lub innym elementom stworzenia. Jan Nowak wydaje się brzmieć zdecydowanie lepiej, gdy człowiek ten zostanie nazwany „Dr Nowak” albo „szanowny poseł Nowak” albo „prezydent Nowak”. Ale „bakteria Nowak” brzmi o wiele gorzej. Ludzie nie budują pomników bakteriom. Mało kto opłakuje śmierć muchy.
Nie jest to wyłącznie kwestia związana z semantyką czy historią. Różnica pomiędzy humanistyczną a kreacjonistyczną wizją ludzkiej wartości jest bardzo znacząca. Martin Luther King Jr. nie poświęcił swojego życia na walkę o równouprawnienie czarnych bakterii. Wiele tysięcy pracuje dzisiaj niestrudzenie w obronie prawa do życia ludzkiego, ale nie w obronie życia nienarodzonych wirusów. Chociaż na poziomie naszych wewnętrznych instynktów automatycznie przyjmujemy godność ludzkiego bytu, niemniej staje się to czystym nonsensem, jeśli nie uznamy dzieła stworzenia.
Wiem, że świecki humanizm pięknie mówi o tym, jak ważne jest dla nas, abyśmy byli porządni i jak ważne, abyśmy działali na rzecz ludzkiej godności, wolności, postępu i miłości. Gdy patrzę na to przez pryzmat rozumu, muszę stwierdzić, że nigdy nie widziałem czegoś bardziej żałosnego niż ten rodzaj filozoficznego humanizmu, który z jednej strony mówi nam, że nasze początki jako rodzaju ludzkiego biorą się z jakiegoś kosmicznego zbiegu okoliczności, że jesteśmy dojrzałymi formami bakterii, które przez przypadek wyłoniły się ze szlamu, i że ostatecznie naszym celem jest unicestwienie, wejście w otchłań, w das Nichts, ale mimo to cieszmy się z ogromu posiadanego przez nas znaczenia pomiędzy naszym początkiem a przeznaczeniem. To jest czyste fantazjowanie i myślenie życzeniowe. To ślepa wiara i skok w absurd. Co może być bardziej absurdalnego od celebrowania znaczenia dojrzałych bakterii? Szczerze zwracam się do świeckich humanistów: „Nie przychodźcie do mnie i nie mówcie mi o godności człowieka, ponieważ nie dbam o to, czy białe, czy czarne bakterie siedzą na tylnym siedzeniu autobusu. Nie obchodzi mnie to, czyj szlam zostałby zdmuchnięty przez nuklearny holokaust. Jeśli mam zadbać o rodzaj ludzki i ludzką godność, muszę mieć ku temu powód”.
Jeśli wzywasz mnie do ofiarnego, altruistycznego działania na rzecz rodzaju ludzkiego, lepiej miej ku temu powód. I powinien on być czymś więcej niż stwierdzeniem, że powinniśmy wspierać ludzi, bo sami jesteśmy ludźmi. Ponieważ jeśli nie możemy ustalić znaczenia życia ludzkiego, to pozostajemy przy czystych emocjach. A prawa przyznane na podstawie czystych emocji ostatecznie się rozpadają. Co emocja daje, to i może odebrać. Ale jeśli nasza ludzka godność jest nam dana przez Boga i jeśli jest uznawana przez naszą kulturę, to dopiero wtedy posiadamy fundamentalne prawa człowieka, instruujące nas w jaki sposób mamy traktować innych ludzi zarówno w kontekście prawa, jak i w indywidualnych relacjach międzyludzkich.
Uwaga redaktora: Fragmenty tego artykułu pochodzą z książki R.C. Sproula, pt. W co wierzymy. Artykuł ten został opublikowany po raz pierwszy w 2017 roku.
We Are Not Germs: The Case for Human Dignity Copyright 2021 by R.C. Sproul, Ligonier Ministries Used by permission.