Artykuł ten jest częścią serii Czego Jezus żąda od świata na podstawie książki Johna Pipera o tym tytule.
Wtedy przystąpił Piotr do niego i rzekł mu: Panie, ile razy mam odpuścić bratu memu, jeżeli przeciwko mnie zgrzeszy? Czy aż do siedmiu razy? Mówi mu Jezus: Nie powiadam ci: Do siedmiu razy, lecz do siedemdziesięciu razy po siedem (Mt 18:21–22 KJV).
Ale wam, którzy słuchacie, powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą (Łk 6:27).
A jeślibyście pozdrawiali tylko braci waszych, cóż osobliwego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? (Mt 5:47).
Poprzedni rozdział zakończyliśmy rozważaniami na temat modlitwy jako formy okazywania miłości naszym nieprzyjaciołom. Taka forma okazywania miłości jest oczywista i wynika z nakazu Jezusa: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5:44). Przykładem takiej formy okazywania miłości była modlitwa Jezusa o przebaczenie dla swoich prześladowców: „Ojcze, odpuść im” (Łk 23:34). Przebaczenie i pojednanie są nierozerwalnie związane z istotą życia i poselstwa Jezusa. Dlatego też w rozdziale tym należałoby dokładniej omówić te żądania, a następnie zwrócić uwagę na kilka innych form okazywania miłości naszym nieprzyjaciołom (pozdrawianie osób spoza naszej grupy, czynienie dobra tym, którzy nas nienawidzą, nadstawianie drugiego policzka, dawanie temu, kto prosi). Rozważania te zakończy próba odpowiedzi na pytanie, czy wszystkie nakazy, takie jak dawania temu, kto prosi, są rzeczywiście jedynym sposobem okazywania miłości.
Przeciwieństwem przebaczenia nie jest zerwanie relacji
Jezus żąda od swoich uczniów przebaczenia płynącego z serca – a nie tylko z ust: „Tak i Ojciec mój niebieski uczyni wam, jeśli każdy nie odpuści z serca swego bratu swemu” (Mt 18:35). Przeciwieństwem przebaczenia nie jest zerwanie relacji – jest nim chowanie urazy. Podaję to, ponieważ może się zdarzyć, że mamy w sercu przebaczenie i pragnienie zapomnienia o bolesnej krzywdzie, a mimo to nasz winowajca może nie okazywać żadnych chęci przeproszenia albo nawet nie przyjąć do wiadomości, że wyrządził nam krzywdę. W takich wypadkach pomimo oferowanego przebaczenia relacja nie zostaje odnowiona. Wiemy o tym, ponieważ Jezus stale oferował przebaczenie, a mimo to nie wszyscy pojednali się z nim. Zatem przeciwieństwem przebaczenia jest chowanie urazy, a nie zerwanie relacji. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co my sami robimy, a nie za to, co robią inni. Jesteśmy odpowiedzialni za swoje własne serca, a nie za serca innych.
Ze słów Jezusa wyraźnie wynika, że kluczowe znaczenie ma podjęcie próby pojednania. Powinniśmy podjąć w rozsądnym zakresie wszelkie możliwe kroki, aby pojednać się z tymi, którzy zgorszyli się naszymi czynami czy wypowiedziami. Mamy podjąć wszelkie działania w rozsądnym zakresie, ponieważ ludzie mogą żywić nieuzasadnione urazy. Gdyby Jezus musiał osobiście spotykać się z każdym uczonym w Piśmie i faryzeuszem, który żywił doń urazę, wówczas nie mógłby nic innego w swoim życiu robić. Należy o tym pamiętać przy rozważaniu danego przez Jezusa nakazu podejmowania działań pojednawczych: „Jeślibyś więc składał dar swój na ołtarzu i tam wspomniałbyś, iż brat twój ma coś przeciwko tobie, zostaw tam dar swój na ołtarzu, odejdź i najpierw pojednaj się z bratem swoim, a potem przyszedłszy, złóż dar swój” (Mt 5:23–24). Uważam, że określenie warunkowe – „jeśli brat twój ma coś przeciwko tobie” należy rozumieć następująco: „jeśli brat twój ma z uzasadnionych powodów coś przeciwko tobie”.
Zawsze ktoś, coś miał przeciwko Jezusowi. W każdej chwili jego służby publicznej była jakaś osoba, która miała coś przeciwko niemu. Gdyby Jezus nie mógł uwielbiać Boga, zanim nie spotkałby się z nimi wszystkimi w celu pojednania, wówczas nigdy nie mógłby uwielbiać Boga. Podobnie było z większością naśladowców Jezusa w dziejach Kościoła. Zawsze mieli oni nieprzejednanych wrogów. Jezus nawet ostrzegł nas, że jeśli wszyscy ludzie będą o nas dobrze mówić, będzie to prawdopodobnie oznaczać, że nie jesteśmy jego wiernymi naśladowcami (Łk 6:26). „Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was nienawidzić będą i gdy was wyłączą, i lżyć was będą, i gdy imieniem waszym pomiatać będą jako bezecnym z powodu Syna Człowieczego” (Łk 6:22).
Sprzeciwianie się próbom pojednania naraża duszę na niebezpieczeństwo
Istotą nakazu pojednania (Mt 5:23–24) jest to, że kiedy jakiś brat ma słuszny powód do skargi przeciwko nam z powodu naszych słów bądź czynów, wówczas jesteśmy zobowiązani podjąć szybkie działania pojednawcze. Jak wielką wagę mają takie działania pokazuje zastosowanie na początku wersetu 23 słowa „oun” (dlatego, jeśli): „Jeślibyś więc składał dar swój na ołtarzu i tam wspomniałbyś, iż brat twój ma coś przeciwko tobie, (…)”. Spójnik ten wskazuje, że Jezus wypowiedział coś, co czyni przykazanie zawarte w wersetach 23–24 kwestią kluczową. Oto, co powiedział: „Każdy, kto się gniewa na brata swego, pójdzie pod sąd, (…) a kto by rzekł: Głupcze, pójdzie w ogień piekielny” (Mt 5:22). Oznacza to, że pogardzanie bratem naraża duszę na zgubę.
Potem, po spójnikach „jeślibyś więc” następują wersety 23 i 24. Skoro zgodnie z treścią wersetu 22 sama pogarda wobec brata lub siostry naraża duszę na zgubę, to znaczy grozi odrzuceniem duszy sprzed oblicza Bożego na zawsze (myśl tę wyraża wzmianka o piekle), wobec tego nie możemy beztrosko uczestniczyć w nabożeństwach mając w sercach tego rodzaju przeszkody. Należy je usunąć – i to szybko. Ponieważ pogardzanie bratem naraża nas na gniew Boży, jest mało prawdopodobne, że Bóg przyjmie nasze modlitwy, jeśli w sercu żywimy pogardę wobec brata.
To, o czym Jezus mówi w wersetach 23–24 nie dotyczy jednak wyłącznie gniewu. Jezus kieruje naszą uwagę nie na gniew, lecz na relację zerwaną wskutek naszego grzechu. O naszym gniewie mówił On we wcześniejszych wersetach (Mt 5:21–22). Zastosowany na początku wersetu 23 spójnik „więc” wskazuje na to, że Jezus wiąże swoją wypowiedź z tym, co powiedział w poprzednich wersetach na temat gniewu. Jednak treść jego wypowiedzi odbiega od naszych subiektywnych wrażeń na temat gniewu czy lekceważenia relacji zerwanej z powodu naszego gniewu. Jezus żąda: „Zostaw tam dar swój na ołtarzu, odejdź i najpierw pojednaj się z bratem swoim, a potem przyszedłszy, złóż dar swój” (Mt 5:24). Jezus zakłada, że takie postępowanie z naszej strony wymagać będzie porzucenia gniewu. Jednak żądanie to skupia się na konkretnych krokach, jakie należy podjąć w celu odbycia rozmowy z bratem, który został zgorszony naszym grzechem. Należy wyznać grzech i poprosić o przebaczenie. Jest to jedna z najtrudniejszych rzeczy dla dumnego, grzesznego człowieka. Kiedy jednak to się stanie, wówczas bramy niebios zostają otwarte i możemy doświadczać słodkiego uwielbienia Boga.
Miłość pozdrawia ludzi spoza własnego kręgu
Okazywać miłość nieprzyjaciołom, to okazywać miłość także tym, których trudno kochać – bez względu na to, czy jest nim wrogo do nas nastawiony obcy, czy też wybuchowy współmałżonek. Dlatego też okazywanie miłości, jakiej żąda od nas Jezus jest różnorakie – poczynając od zwykłego pozdrowienia, a skończywszy na oddaniu swojego życia. Rzeczą niezwykłą jest to, że w kontekście miłości do nieprzyjaciół Jezus wypowiada tak naturalne stwierdzenia: „A jeślibyście pozdrawiali tylko braci waszych, cóż osobliwego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?” (Mt 5:47). Osobom zaangażowanym w zwalczanie cierpienia w skali globalnej oraz łamanie praw człowieka w różnych krajach takie stwierdzenie może się wydawać śmiesznie indywidualistyczne i nieistotne. Pozdrawianie? Czy we współczesnym świecie jakiekolwiek znaczenie ma to, kogo na ulicach pozdrawiamy? Jezus wie, że prawdziwy stan serca człowieka ujawnia się nie poprzez zaangażowanie w sprawy o zasięgu globalnym, lecz w okazywaniu codziennych dowodów uprzejmości. Jezus stale wskazuje na konieczność przemiany naszego serca, a nie tylko na zmianę porządku społecznego.
„Dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą”
Jednak przemiana serca powoduje radykalną zmianę planów towarzyskich. Jezus podaje jako jeden z przykładów okazywania miłości nieprzyjaciołom codzienne akty miłosierdzia Bożego: „słońce jego wschodzi nad złymi i dobrymi i deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5:45). Słońce i deszcz to dwie rzeczy poza ludzką kontrolą, które są niezbędne dla wzrostu plonów. Jezus mówi więc, że Bóg okazuje swoim przeciwnikom łaskę i pomaga zaspokoić ich potrzeby w zakresie jedzenia i picia. Nie czeka, aż się upamiętają, lecz okazuje im łaskę. Dlatego okazywanie miłości nieprzyjaciołom oznacza okazywanie pomocy w zwykłych sprawach życiowych. Bóg pozwala swoim nieprzyjaciołom korzystać z dobrodziejstw słońca i deszczu. To właśnie, a także inne praktyczne rzeczy kryją się za prostym stwierdzeniem – „dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą” (Łk 6:27, por. z w. 33 i 35).
Czynić dobrze poprzez uzdrowienie
W czasie służby Jezusa istotnym elementem posługi dwunastu apostołów był dany im nakaz uzdrawiania. Nakaz ten wynikał z jego mocy uzdrawiania. Uzdrawianie było ważną częścią posługi Jezusa – było przejawem przybliżenia się Królestwa Bożego. Zwiastowanie nadejścia Królestwa Bożego było nierozerwalnie związane z uzdrawianiem: „I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w ich synagogach i głosząc ewangelię o Królestwie i uzdrawiając wszelką chorobę i wszelką niemoc wśród ludu” (Mt 4:23).
Służba uzdrawiania była jednym z głównych dowodów na to, że Jezus jest Mesjaszem. Kiedy Jan Chrzciciel w więzieniu Heroda zaczął wątpić w to, czy Jezus jest rzeczywiście Mesjaszem, wysłał do niego posłańców z zapytaniem: „Czy Ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też mamy oczekiwać innego?”. Jezus odpowiedział na to pytanie powołaniem się na swoją służbę uzdrawiania: „Idźcie i oznajmijcie Janowi, co słyszycie i widzicie: Ślepi odzyskują wzrok i chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni i głusi słyszą, umarli są wskrzeszani, a ubogim zwiastowana jest ewangelia; A błogosławiony jest ten, kto się mną nie zgorszy” (Mt 11:4–6, patrz też Mt 9:6).
Dokonywane przez Jezusa cuda uzdrowień miały na celu potwierdzać jego wyjątkową pozycję Mesjasza i Syna Bożego: „dzieła, które Ja wykonuję w imieniu Ojca mojego, świadczą o mnie” (J 10:25). Z tego też powodu Jezus wzywał, aby uwierzono w niego ze względu na dokonywane przez niego czyny: „Wierzcie uczynkom, abyście poznali i wiedzieli, że we mnie jest Ojciec, a Ja w Ojcu. (…) Wierzcie mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we mnie; a jeśliby tak nie było, to dla samych uczynków wierzcie” (J 10:38; 14:11).
Autorytet Jezusa i nakaz uzdrawiania
Czynione przez Jezusa cuda były szczególnym świadectwem jego wyjątkowej relacji z Bogiem oraz jego wyjątkowej władzy, tym niemniej część swojej władzy przekazał swoim uczniom. Na tej podstawie nakazał im uzdrawiać: „I przywołał dwunastu uczniów swoich, i dał im moc nad duchami nieczystymi, aby je wyganiali i aby uzdrawiali wszelką chorobę i wszelką niemoc” (Mt 10:1). Po przekazaniu uczniom swojej władzy nakazał im kontynuować jego służbę: „A idąc, głoście wieść: Przybliżyło się Królestwo Niebios. Chorych uzdrawiajcie, umarłych wskrzeszajcie, trędowatych oczyszczajcie, demony wyganiajcie; darmo wzięliście, darmo dawajcie” (Mt 10:7–8).
Tak postąpił nie tylko wobec Dwunastu, ale także siedemdziesięciu dwóch uczniów: „A potem wyznaczył Pan innych, siedemdziesięciu dwóch, i rozesłał ich po dwóch przed sobą” (Łk 10:1). Nakazał im: „I uzdrawiajcie (…) chorych, i mówcie do nich: Przybliżyło się do was Królestwo Boże” (Łk 10:9).
Jak być posłusznym nakazowi uzdrawiania chorych?
Powstaje w związku z tym pytanie: Jak świadek Jezusa ma obecnie w swoim życiu oraz pracy kontynuować służbę uzdrawiania aż do powtórnego przyjścia Jezusa? Niektórzy mówią, że powinniśmy teraz kontynuować posługę Jezusa głosząc ewangelię i uzdrawiając ludzi tak samo, jak czynił to Pan. Inni z kolei dowodzą, że cudowne uzdrowienia i nadprzyrodzona moc ustała wraz ze śmiercią apostołów oraz pierwszego pokolenia wierzących.
Moje osobiste przekonania stanowią połączenie obydwu tych poglądów. Uważam, że zwolennicy pierwszego poglądu powinni zaakceptować rolę, jaką odgrywały te cudowne uzdrowienia w poświadczaniu wyjątkowości osoby i dzieła Jezusa. Innymi słowy, rzeczywiście wydaje się, że zdumiewająca posługa cudownego uzdrawiania przez Jezusa oraz niektórych jego uczniów stanowiła część nadzwyczajnych wydarzeń związanych z wcieleniem Syna Bożego. Trwałość i pełnia uzdrowień dokonywanych przez Jezusa nie ma żadnego odpowiednika w historii ludzkości. Każda posługa cudownego uzdrawiania po początkowych dniach gwałtownie załamuje się i nie dorównuje temu, czego dokonywał Jezus. Nie sądzę, aby wynikało to z braku wiary. Uważam, że wynika to z zamierzonego przez Boga pokazania wyjątkowości Jezusa i faktu, że był to początkowy okres działalności Kościoła. Posługa Jezusa w uzdrawianiu i wzbudzaniu z martwych miała na celu pokazanie i zapowiedź tego, co nastąpi w całej pełni w przyszłym świecie.
Z drugiej jednak strony nie widzę żadnego powodu, aby zaprzeczyć, że także dzisiaj głoszeniu ewangelii powinna do pewnego stopnia towarzyszyć służba uzdrawiania. Myślę, że zawsze będą różnice zdań odnośnie pozycji, jaką powinna ta służba zajmować. Uważam, że najlepiej jest uznać realność cudownego uzdrawiania jako dowodu współczucia ze strony Boga, a także moc i fundamentalne znaczenie Słowa Bożego w zbawieniu grzeszników oraz suwerenność Boga w uzdrawianiu tych, których upodoba mu się uzdrowić. Dlatego posłuszeństwo Jezusowi dzisiaj oznacza dla niektórych grup przywrócenie Słowu Bożemu centralnego miejsca w życiu i nauczaniu, dla innych zaś odkrycie wolności i litościwej mocy Boga przejawiającej się w uzdrawianiu.
Czynienie dobra, kiedy nas nienawidzą
Cuda Jezusa nie zawsze doprowadzały ludzi do zbawczej wiary. Niektórzy byli pod większym wrażeniem jego mocy, niż tego, kim On naprawdę jest. W pewnym momencie nawet bracia Jezusa byli bardziej oczarowani sławą służby Jezusa, niż duchowym pięknem objawionym w jego cudach. Próbowali go przekonać, aby w Jerozolimie dokonywał publicznie więcej cudów: „Nikt bowiem nic w skrytości nie czyni, jeśli chce być znany. Skoro takie rzeczy czynisz, daj się poznać światu”. Ewangelista Jan komentuje to następująco: „Bo nawet bracia jego nie wierzyli w niego” (J 7:4–5). Trudno też nie pomyśleć ze smutkiem, że prawdopodobnie także i Judasz wraz z pozostałymi apostołami dokonywał cudownych uzdrowień, lecz ostatecznie zdradził Jezusa.
Dlatego też prawdopodobnie także służba uzdrawiania podlega nakazowi: „dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą”. Należałoby zatrzymać się nad tym i wziąć to sobie do serca. Nienawiść to bardzo mocne słowo. Zastanówmy się nad tym, co oznacza w praktyce bycie znienawidzonym i jak się taka osoba czuje. A następnie zastanówmy się nad cudem czynienia dobrze tym, którzy nas nienawidzą. Z całą pewnością Jezus wiedział, co to znaczy być znienawidzonym (Łk 19:14; J 7:7; 15:18, 24–25) a mimo to oddał swoje życie za wszystkich swoich nieprzyjaciół, którzy później przyjmą jego miłość. Kiedy powiedział: „Większej miłości nikt nie ma nad tę, jak gdy kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich” (J 15:13), to nie mierzył wielkości swojej miłości na podstawie tego, że oddał życie za swoich przyjaciół, lecz że oddał swoje życie i że uczynił to dobrowolnie. Mówiąc o oddaniu życia za przyjaciół miał na myśli to, że korzyści z jego śmierci w postaci odwrócenia gniewu Bożego (J 3:14–15,36) i dostąpienia przebaczenia grzechów (Mt 26:28) doświadczą ci, którzy byli wówczas jego nieprzyjaciółmi, jednak później porzucą swoją wrogość i staną się jego przyjaciółmi.
Jezus powiedział wyraźnie, że jeśli będziemy go naśladować, wówczas świat na pewno nas znienawidzi tak, jak jego: „I będziecie w nienawiści u wszystkich dla imienia mego” (Mt 10:22). Nienawiść ta będzie tym bardziej bolesna, ponieważ będą nas nienawidzić nawet niektórzy nasi przyjaciele: „I wówczas wielu się zgorszy i nawzajem wydawać się będą, i nawzajem nienawidzić” (Mt 24:10). Zastanówmy się nad emocjami, jakie w sposób naturalny rodzą się w naszych sercach, kiedy ktoś naprawdę nas nienawidzi i kłamie na nasz temat oraz chce wyrządzić nam krzywdę. Większość z nas ma tak silne poczucie sprawiedliwości, że czujemy się upoważnieni do wyrównywania rachunków. Jezus żąda przemiany naszych serc. Możemy słusznie się oburzać z powodu zła, jednak w sercu musimy pragnąć dobra naszych nieprzyjaciół i „dobrze czynić”. Nasza miłość może doprowadzić naszych nieprzyjaciół do skruchy, albo też może zostać odrzucona i podeptana (tak jak miłość Jezusa). To już jednak nie od nas zależy. Jezus powiedział: „dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą”.
Nadstaw drugi policzek i temu, kto prosi daj
Jezus bardzo realistycznie opisuje swoje żądanie odpłacania dobrem za zło: „Temu, kto cię uderzy w policzek, nadstaw i drugi, a temu, kto ci zabiera płaszcz, i sukni nie odmawiaj. Każdemu, kto cię prosi, daj, a od tego, kto bierze, co twoje, nie żądaj zwrotu” (Łk 6:29–30). Wobec tak radykalnych żądań, którym należy podporządkować się z całego serca, pojawia się pokusa – jak je realizować, a jednocześnie nie przekraczać granicy, jaką zakreślił Jezus. Obawiam się, że jeśli zastosuję jakieś zastrzeżenia, wówczas zminimalizuję ich obowiązującą moc. Z drugiej strony stracą one swoją moc także wówczas, gdy będą wydawać się nam tak nierealistyczne, że będą pomijane jako przeszkoda w prowadzeniu normalnego życia. Zatem postaram się znaleźć złoty środek, pokazując, że Jezus ani nie traktuje tych przykładów miłości w absolutny sposób, ani też ich nie rozwadnia tak, by przestały mieć jakiekolwiek znaczenie dla moralności ludzi ze średniej klasy społecznej.
„Godzien robotnik zapłaty swojej”
Uważam, że Jezus z kilku powiązanych ze sobą powodów przedstawił nam przykłady częstego okazywania miłości, a nie dokładny opis tego, co zawsze musimy czynić. Gdyby zastosować się bez zastrzeżeń do nakazu dawania każdemu tego, o co prosi, a nawet ponad to, wówczas zostałaby naruszona zasada sprawiedliwości w ekonomii, którą akceptuje sam Jezus. Z jednej strony nakazuje nam: „Każdemu, kto cię prosi, daj, a od tego, kto bierze, co twoje, nie żądaj zwrotu” (Łk 6:30). Z drugiej jednak strony Jezus aprobuje płacenie robotnikom należnej im wypłaty, a nie wypłaty takiej, jaką pracodawca uznaje za stosowną (Mt 20:9–14).
Jezus akceptował zasadę ekonomiczną – „godzien bowiem robotnik zapłaty swojej” (Łk 10:7), co zdaje się wskazywać, że robotnik nie jest zobowiązany pracować bez zapłaty, a pracodawca nie jest zobowiązany płacić robotnikowi za niewykonaną pracę. Porządek ekonomiczny, jakiego bronił Jezus, uległby całkowitemu załamaniu gdyby pracodawcy albo pracownicy wykorzystywali żądanie Jezusa: „Każdemu, kto cię prosi, daj” w celu uzasadnienia stosowanych wobec drugiej strony roszczeń (w posłuszeństwie nakazowi Jezusa!) dawania za darmo. Niemniej jednak Jezus powiedział swoim uczniom jak mają postępować w trakcie swojej posługi: „darmo dawajcie” (Mt 10:8). Z jednej strony mamy więc stwierdzenia wymagające radykalnej wolności od konieczności zapłaty („Każdemu, kto cię prosi, daj”), zaś z drugiej strony mamy stwierdzenia, które potwierdzają porządek ekonomiczny zbudowany na zasadzie sprawiedliwej rekompensaty – nawet w posłudze duszpasterskiej: „godzien bowiem robotnik zapłaty swojej” (Łk 10:7). Wydaje mi się, że żądanie Jezusa: „Każdemu, kto cię prosi, daj” nie jest żądaniem bezwzględnie obowiązującym w każdych okolicznościach, a jedynie częstym przejawem okazywania miłości1.
Kiedy czynienie dobra nie przejawia się w dawaniu
Kolejnym argumentem dowodzącym, że żądania te nie są bezwzględnie obowiązujące w każdej sytuacji jest to, iż te dwa nakazy: „czynienia dobrze” tym, którzy nas nienawidzą oraz „dawania każdemu, kto prosi”, mogą nie zawsze prowadzić do jednakowego postępowania wobec różnych ludzi. Możemy mieć bardzo dobry plan dotyczący czynienia dobrze określonej osobie, którego częścią jest niedawanie jej tego, o co prosi. Z kolei dawanie takiej osobie tego, o co prosi, może wyrządzić jej krzywdę. Jest to szczególnie wyraźnie widoczne w przypadku leczenia odwykowego, które zakłada nieprzyjmowanie alkoholu przez pierwsze sześć miesięcy leczenia. Jeśli pacjent zażąda pieniędzy w celu zakupu alkoholu, wówczas odpowiemy mu z miłością, że w takich warunkach nie byłby to z naszej strony przejaw miłości wobec niego.
Jezus nie zawsze dawał ludziom to, o co go prosili. Jednym z takich przykładów jest sytuacja, w której kapłani i starsi zapytali Jezusa: „Jaką mocą to czynisz i kto ci dał tę moc?” W odpowiedzi Jezus sprawdził ich szczerość, a kiedy nie przeszli tej próby, powiedział im: „To i Ja wam nie powiem, jaką mocą to czynię” (Mt 21:23, 27). To znaczy, że „czynić dobrze” nie zawsze oznacza dawanie tego, o co ktoś nas prosi.
Kiedy wielu ubiega się o naszą miłość
Trzecim argumentem dowodzącym, że żądania te nie są bezwzględnie obowiązujące w każdej sytuacji jest to, że prawie zawsze stoimy przed dylematem, jak okazać naszą miłość. Innymi słowy, postępowanie, jakiego domaga się miłość wobec jednej osoby, może okazać się całkowitym zaprzeczeniem miłości w przypadku innej osoby. Najprościej rzecz ujmując, jak należy postąpić, jeśli dwie różne osoby domagają się od nas tego samego w tym samym czasie? Albo co zrobić, jeśli jakiś żebrak domaga się od nas pieniędzy, które akurat odłożyliśmy na zapłatę czynszu pewnej ubogiej osoby? Albo jak zareagować na żądanie złodzieja, który domaga się kluczy od naszego samochodu, w którym na tylnym siedzeniu siedzi nasze dziecko? W większości wypadków dowolny wybór polegający na daniu komuś naszych pieniędzy albo poświęceniu naszego czasu oznacza, że nie możemy tych środków dać innej osobie. Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak tylko wprowadzić pewne zasady jako uzupełnienie prostego nakazu dawania. Jestem przekonany, że nakaz Jezusa, aby dawać każdemu, kto prosi i pożyczać nie spodziewając się zwrotu nie są nakazami bezwzględnie obowiązującymi w każdej sytuacji. Dane przez niego przykazanie miłości funkcjonuje jako przewodnik praktycznego jej okazywania.
Zazwyczaj komentatorzy piszą, że przykazania te to hiperbole – retoryczne środki stylistyczne polegające na wyolbrzymieniu. Tych komentatorów prosiłbym o sprecyzowanie co mają na myśli: czy przesadne wyolbrzymienie rodzaju działań, jakich żąda Jezus, czy wyolbrzymienie częstotliwości podejmowania tego rodzaju działań? Uważam, że chodzi o wyolbrzymienie w sensie częstotliwości. Innymi słowy, nie zamierzam zaprzeczać temu, że czasami należy treść tych nakazów potraktować dosłownie i zgodnie z tym postąpić. Uważam jednak, że przesadnie wyolbrzymione jest tutaj wrażenie, że takie postępowanie jest jedynym sposobem okazywania miłości w opisanych powyżej sytuacjach. Uważam, że sam Jezus daje nam wiele wskazówek na to, że nie o to mu chodzi. Są sytuacje, w których czynienie dobra innym oznacza po prostu niedawanie im tego, o co proszą.
Jakie jest więc znaczenie tych radykalnych nakazów? Jak należy postępować w odpowiedzi na nie? Jeśli nie wymagają one bezwzględnego posłuszeństwa w każdej sytuacji, wobec tego czym one są? Na te pytania, a także na pytanie, czy możliwe jest okazywanie miłości w taki sposób, postaram się odpowiedzieć w następnym rozdziale.
Jest to fragment książki Czego Jezus żąda od świata. Możesz nabyć ją w księgarni FEWA. Kliknij tutaj, aby złożyć zamówienie.
Przypisy
- To samo pytanie moglibyśmy zadać w odniesieniu do trzech innych aspektów, dotyczących porządku społecznego: rodziny, edukacji oraz władzy. Czy w sytuacji, gdy dziecko uderzyło rodziców, Jezus poleciłby, aby nadstawili drugi policzek? Czy zaleciłby nauczycielom, aby wystawiali oceny zgodnie z żądaniem uczniów? Czy sprzeciwiałby się użyciu siły przez policjantów pragnących zatrzymać przestępcę? Czy radziłby im raczej, aby nadstawili drugi policzek? Podejrzewam, że odpowiedź na powyższe pytania, brzmiałaby następująco: Jezus nie sprzeciwia się prawu do reagowania na zło i wymierzania kary we wszystkich wymienionych obszarach życia społecznego. Znaczy to, że radykalne przykazania Jezusa, którymi się zajmujemy, nie są jedynym sposobem okazywania miłości. W wielu sytuacjach pozawalają one jednak wierzącym w radykalny sposób okazywać miłość i w ten sposób świadczyć, że najważniejszym punktem odniesienia nie jest porządek tego świata, ale Jezus.