Umysł ludzki jest jednym z najbardziej fascynujących aspektów stworzenia. Jest potężniejszy od największego z superkomputerów, jest w stanie rozwiązywać problemy i dokonywać wielkich odkryć. To sprawia, że intelektualne konsekwencje grzechu są szczególnie tragiczne.
Tego typu skutki grzechu możemy nazwać noetycznymi, czyli mającymi wpływ na nous – umysł – upadłego rodzaju ludzkiego. Zdolność do myślenia i rozumowania została poważnie zaburzona i zdeprawowana przez upadek. Gdy przyjrzymy się naszemu normalnemu, nieodrodzonemu stanowi, dostrzeżemy, że z naszymi umysłami jest coś nie tak. Konsekwencją naszego wynikającego z grzechu tłumienia wiedzy o Bogu jest to, że zostaliśmy wydani na pastwę tego zdeprawowanego rozumu (Rz 1:18).
Czymś koszmarnym jest mieć zepsuty umysł, umysł upadły, który nie ma w sobie nawet iskry pragnienia miłości Bożej. Ale taki rodzaj umysłu wybraliśmy sobie w Adamie. Z tego też powodu w naszym upadłym stanie nie ma nic bardziej odrażającego dla naszego rozumu niż miłość Boga. Gdy trwamy w stanie nieodrodzenia, mamy w sobie z natury tak wielką antypatię do kochającego Boga, że zatyka nas na myśl o przykazaniu Chrystusa zobowiązującego do kochania Boga całym swoim umysłem (Mt 22:37).
Nasze umysły zostały skażone grzechem, co wcale nie znaczy, że została nam odebrana zdolność do myślenia. Najwięksi spośród pogańskich myślicieli w dalszym ciągu są w stanie wyłapywać błędy w zakresie logicznego myślenia i robią to, nie będąc osobami narodzonymi na nowo. Nie musisz być człowiekiem odrodzonym, by zdobyć doktorat z matematyki. Upadły umysł zachowuje zdolność do podążania za formalną argumentacją, ale tylko do pewnego stopnia – jego możliwości kończą się, gdy rozpoczyna się rozmowa o cechach Boga. Uprzedzenia i niechęć są tak wielkie, że większość zdolnych ludzi zaczyna się potykać. W rzeczywistości jest tak, że jeśli jakaś osoba zaczyna swój proces myślowy od odrzucenia tego, o czym wie, że jest prawdą – chociażby istnienie Boga – wtedy, im bardziej zdolna ona jest, tym dalej odwiedzie ją od Boga jej rozumowanie.
Pochylanie się nad ludzkim umysłem musi koniecznie rozpocząć się od rozumienia, że naturalny umysł nie kocha Boga wcale, i nie będzie go kochał, chyba że Bóg Duch Święty nagle odmieni jego dyspozycję i na sposób suwerenny umieści w nim odpowiednie uczucia do Niego. Odrodzenie jest koniecznym stanem dla umiłowania Boga całym swoim umysłem. Bez tego nie ma miłości do Boga. Musimy więc odrzucić dość powszechną w ewangelicznym świecie ideę, że niewierzący ludzie poszukują Boga. Człowiek naturalny nie szuka Boga. Nieodrodzeni ludzie wyglądający na poszukujących Boga, jak mawiał Tomasz z Akwinu, szukają raczej Bożych darów, a nie Jego samego.
Zauważmy jednak, że wszystkie antypatie dotyczące Boga nie znikają w momencie, w którym rodzimy się na nowo. Po naszym odrodzeniu po raz pierwszy w naszym życiu otwieramy się na sprawy Boże, zamiast im się sprzeciwiać. Zostaje nam dane pragnienie Boga w naszym umyśle, przestajemy tym pogardzać. Resztki naszej upadłej natury i jej siły wciąż jednak w nas pozostają i znikną całkowicie, dopiero gdy znajdziemy się w niebie. Całe to nasze pielgrzymowanie jako uświęcających się chrześcijan jest wobec tego drogą, na której mocniej i bardziej szukamy miłości Bożej, angażując w to każdą swoją myśl.
Jonathan Edwards powiedział kiedyś, że szukanie Boga jest głównym zadaniem chrześcijan. Skoro tak, to w jaki sposób poszukujemy Boga? Poprzez dążenie do odnowienia naszych umysłów. Miłości Bożej nie dostaje się tak, jak wymienia się biodro, kolano czy przeszczepia serce. Jedyną drogą, na której możemy dostąpić przemiany, jest właśnie odnawianie umysłu (Rz 12:1-2). Odnowiony umysł pilnie dąży do większego poznania Boga. Jeśli lekceważymy doktrynę, lekceważymy wiedzę, to prawdopodobnie nadal tkwimy w naszym upadłym stanie, w którym wciąż nie chcemy Boga w naszym myśleniu. Prawdziwi chrześcijanie chcą, aby Bóg zdominował ich sposób myślenia i wypełnił ich umysł Sobą.
Czy to nie dziwne, że nasz Pan mówi, że zostaliśmy wezwani do tego, by kochać Boga całym swoim umysłem? Zwykle nie mówimy o miłości, używając do tego kategorii intelektualnej aktywności. Właściwie to nasza kultura zazwyczaj opisuje miłość, używając pasywnych terminów. Nie mówi się o skoku w miłość, ale o zakochaniu się, jakby to był jakiś przypadek.
Prawdziwa miłość nie jest mimowolna. To coś, co robimy celowo, opierając się na znajomości osoby przez nas kochanej. Wszystko, co znajduje się w sercu, najpierw pojawiło się w umyśle. Jeśli więc chcemy doświadczyć Boga bezpośrednio pomijając umysł, popełniamy wielki błąd. To po prostu nie może się wydarzyć. Możemy wzbudzić emocje, rozerwać się, pobudzić ekscytację, ale nie wzbudzimy w sobie miłości do Boga, bo zwyczajnie nie potrafimy kochać kogoś, kogo nie znamy. Pozbawione myślenia chrześcijaństwo nie jest nim w ogóle.
Jeśli chcemy bardziej kochać Boga, to musimy Go bardziej poznać. Im więcej i częściej zaglądamy do Pisma, im więcej koncentrujemy się na tym, kim Bóg jest i co czyni, tym lepiej, choć wciąż tylko po części, pojmujemy Go, a w naszych duszach budzi się ogień. Mamy w sobie większy zapał do uwielbiania Go. Im lepiej rozumiemy Boga naszym umysłem, tym bardziej kochamy Go naszym umysłem.
Kochać Boga całym swoim umysłem, to wciąż Go wywyższać, myśleć o Nim z czcią i uwielbieniem. Im bardziej kochamy Boga całą swoją myślą, tym łatwiej będzie nam zrobić coś, co jest obce naszemu upadłemu stanowi, a mianowicie uwielbić Go. Dążenie do Boga w celu jedynie satysfakcji intelektualnej, bez ostatecznego celu, jakim jest kochanie i wielbienie Go, jest mijaniem się z istotą miłowania Boga całym swoim umysłem. Prawdziwe poznanie Boga zawsze przynosi owoc w postaci miłości okazywanej Bogu i większej chęci do oddania Mu czci. Im więcej Go znamy, tym bardziej będzie się nam objawiać Jego chwała. Im więcej oglądamy Jego chwały, tym bardziej będziemy skłonni do tego, by Go wychwalać, czcić, wielbić i być Mu posłusznymi.
Loving God with Our Minds Copyright 2017 by R.C. Sproul, Ligonier Ministries Used by permission.