Rozdział 16 Ewangelii Mateusza opisuje rozmowę, w której Jezus, zapytał swoich najbliższych naśladowców, za kogo uważają Go ludzie. Uczniowie podali różne wersje odpowiedzi: Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków. Najwyraźniej Jezus był tak zdumiewający, że ludzie uważali Go za kogoś, kto powstał z martwych! Cokolwiek myśleli ludzie, Jezusa bardziej interesowały opinie uczniów. Zapytał więc: A wy za kogo mnie uważacie? Tym pytaniem przyparł ich do muru; pierwszy odezwał się uczeń imieniem Szymon. Odparł: Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego.
Myśl, że Jezus jest Bogiem, nie pojawiła się w głowie Piotra znikąd. Pamiętajmy, że od wielu miesięcy spędzał czas z Jezusem, obserwując, jak dokonywał cudów, leczył ludzi, dla których nie było nadziei na wyleczenie, a nawet wzbudzał z martwych. Już te wydarzenia wystarczały, żeby każdego wprawić w zdumienie.
Zdarzały się też jednak sytuacje, od których kręciło się w głowie – kiedy to sama przyroda wydawała się kłaniać Jezusowi i Mu ulegać.
Jedna z nich miała miejsce na początku publicznej służby Jezusa. Rozeszły się wieści o człowieku, który potrafi leczyć chorych i wyganiać demony, więc zaczęły się wokół Niego gromadzić nieprzebrane tłumy. Jezus traktował je cierpliwie i życzliwie, długimi godzinami wyganiając demony i uzdrawiając ludzi z ich chorób. Jednak tamtego dnia Jezus był zmęczony. Przez długi czas uzdrawiał i usługiwał na brzegu Jeziora Galilejskiego; widząc kolejny potężny tłum cisnący się ku Niemu, wsiadł z uczniami do łodzi i wypłynęli ku drugiemu brzegowi.
Jezioro Galilejskie było Jezusowi i Jego uczniom dobrze znane. Znaczna część nauczającej i uzdrowieńczej służby Jezusa miała miejsce w wioskach rybackich otaczających ten akwen, a niektórzy z jego uczniów – łącznie z Piotrem – pracowali tam jako rybacy, zanim powołał ich Jezus. Jezioro Galilejskie nie jest bardzo rozległe. Choć czasem bywa określane morzem, jest słodkowodnym jeziorem. Ma zaledwie nieco ponad pięćdziesiąt kilometrów obwodu, a jedną z najbardziej charakterystycznych jego cech jest jego położenie – ponad dwieście metrów poniżej poziomu morza. Jezioro otaczają głębokie wąwozy, które sprawiają, że wiatr wieje tam z zawrotną prędkością. Tak więc Jezioro Galilejskie było znane nie tylko z mnóstwa ryb, ale i z gwałtownych sztormów, które często i bez ostrzeżenia nawiedzały jego wody.
Właśnie coś takiego wydarzyło się tamtego dnia, kilka godzin po wypłynięciu Jezusa i Jego uczniów. Gdy kierowali się ku środkowi jeziora i byli już zbyt daleko, żeby zawrócić, rozpętał się sztorm. Najwyraźniej nie był to przeciętny sztorm. Mateusz, jeden z uczniów, który tam był, a sztormy oglądał przez całe swoje życie, nazwał tę nawałnicę wielką, tak gwałtowną, że do opisania jej użył słowa seismos. Był to więc sztorm jak trzęsienie ziemi na wodzie! Gdy więc wiatr dął wąwozami, uczniowie znaleźli się w niewielkiej łodzi miotanej tam i z powrotem oraz zalewanej przez gigantyczne fale na środku wzburzonego jeziora.
Mężczyźni byli oczywiście śmiertelnie przestraszeni. Nic dziwnego – łódka łatwo mogła się rozbić czy przewrócić i słuch po nich by zaginął. Jezus tymczasem spał z tyłu łodzi. Rzecz jasna, uczniowie pospieszyli do Niego, obudzili Go i powiedzieli: Panie, ratuj, giniemy! Tak brzmiały ich słowa przytoczone przez Mateusza. Ewangelista Łukasz cytuje słowa uczniów: Mistrzu, Mistrzu, giniemy. Relacja Marka dodaje jeszcze całej scenie dramaturgii: Nauczycielu! Nic cię to nie obchodzi, że giniemy? Prawdopodobnie padło wówczas wiele słów, ale jedno wydaje się jasne: uczniowie wiedzieli, że mają kłopoty. I chcieli, żeby Jezus coś z tym zrobił.
Zatrzymajmy się na chwilę. Czyż nie jest ciekawe, że ze swoim problemem poszli do Jezusa? Czego w zasadzie od Niego oczekiwali? Nie wydaje mi się, żeby mieli jakiś plan. Uczniowie byli pod takim wrażeniem Jezusa, że założyli, iż On może coś z tym zrobić. Z drugiej strony nikt nie powiedział: „Wiecie co? Powinniśmy się uspokoić. Bóg śpi z tyłu łodzi”. Być może oczekiwali, że ochroni ich jakoś przed szalejącym sztormem czy sprawi, że łódź popłynie szybciej, ewentualnie przeniesie ją w okamgnieniu na drugi brzeg. Kto wie? Bez cienia wątpliwości oczekiwali, że coś zrobi, lecz nawet przez chwilę nie podejrzewali, że uczyni to, co faktycznie uczynił.
Wracamy do naszej historii. Uczniowie w panice pędzą na tył łodzi, budzą Jezusa, a On robi coś całkowicie zdumiewającego. Siada, być może przeciera oczy i mówi do nich: Czemu jesteście bojaźliwi, małowierni? Mogę się tylko domyślać, że jeden czy drugi uczeń, a szczególnie Piotr, miał na końcu języka odpowiedź: „Czemu się boimy? Chyba żartujesz?!” Jednak nikt się nie odezwał. Biblia opisuje, że Jezus z niesamowitym spokojem wstał, po czym zgromił wiatry i morze: Umilknij! – powiedział. – Ucisz się!
Cóż za fascynujące słowa! Skarcił je, zupełnie jak ojciec upominający dziecko. Próbowaliście kiedyś skarcić wiatr czy dźwięki burzy? Równie dobrze możesz pójść na brzeg i spróbować debaty z huraganem. Na nic by się to nie zdało, a jednak Biblia mówi, że kiedy Jezus nakazał sztormowi się uspokoić, tak się stało. Marek pisze: I ustał wicher, i nastała wielka cisza. Wszyscy uczniowie nie raz już widzieli koniec nawałnicy, nawet nagły, lecz wtedy wyglądało to zupełnie inaczej. Nawet gdy wiatr w jednej chwili milknie, woda pozostaje jeszcze przez pewien czas lekko wzburzona, zanim całkiem się uspokoi. Tym razem jednak wiatr i fale po prostu ustały i ustąpiły miejsca niezwykłej ciszy. Ociekający wodą uczniowie zadziwieni stali w łodzi i ze zdumieniem patrzyli to na siebie nawzajem, to na Jezusa i znowu na siebie. Biblia nie zdradza, kto wreszcie zadał pytanie, ale założę się, że inni przytaknęli albo co najmniej milcząco pokiwali głowami, podzielając jego osłupienie: Kim więc jest Ten, że i wiatr, i morze są mu posłuszne?
O wiele więcej niż zwykły król
Zastanawiam się, czy Piotr przypomniał sobie te wydarzenia, kiedy odpowiedział na pytanie Jezusa słowami: Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego. Niektórzy uważają, że wypowiedź Piotra nie oznaczała więcej niż uznanie Jezusa za prawowitego króla Izraela. Uznają to za stwierdzenie polityczne. Nie wydaje mi się jednak, żeby tak było. Oto powód: poprzednio uczniowie nazwali Jezusa Synem Boga dlatego, że uczynił coś zgoła odmiennego, co wyniosło Go daleko ponad pozycję króla. Co więcej, była to sytuacja, którą szczególnie zapamiętał Piotr.
Jej okoliczności bardzo przypominały tamtą noc, kiedy Jezus uciszył sztorm. Uczniowie płynęli łodzią na drugą stronę jeziora i, tak jak ostatnim razem, zerwała się wichura, a fale raz po raz uderzały w łódź. Cała sytuacja byłaby łudząco podobna do poprzedniej, gdyby nie jeden istotny fakt: tym razem Jezusa nie było z nimi.
Tamtego dnia Jezus dopiero co nakarmił ponad pięć tysięcy osób dwoma rybami i pięcioma chlebami, po czym posłał swoich uczniów przodem na drugą stronę Jeziora Galilejskiego. Być może podejrzewali, że wypożyczy inną łódź lub uda się naokoło jeziora lądem. Tak czy inaczej, wypłynęli w kierunku drugiego brzegu, a Jezus został na lądzie, zakończył usługiwanie tłumom i udał się na szczyt pobliskiej góry, żeby się modlić.
W tym samym czasie uczniowie na wodzie przeżywali ciężką noc. Łódź ledwo się trzymała, wiatr i fale szalały, a oni byli przestraszeni. Biblia mówi, że był czas czwartej straży nocnej – między godziną trzecią a szóstą nad ranem – kiedy dostrzegli jakąś postać idącą w ich stronę po wodzie! Oczywiście ich lęk przerodził się w przerażenie i wykrzyknęli: „To duch!”
To, co nastąpiło później, jest jednym z najlepiej znanych wydarzeń z życia Jezusa, a zarazem jednym z tych o najistotniejszej wymowie. Słysząc krzyk uczniów, Jezus zawołał do nich: Ufajcie, Ja jestem, nie bójcie się! Zatrzymajmy się i rozważmy to zdanie jeszcze raz, ponieważ w tych kilku słowach Piotr najwyraźniej usłyszał coś, co zdobyło jego ufność. Wychylając się z łodzi, wykrzyknął: Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie. Cóż za zadziwiająca prośba! Można się zastanawiać, czy inni uczniowie nie spojrzeli na Piotra, jakby postradał zmysły! Jednak z Piotrem wszystko było w porządku. W dopiero co wypowiedzianych słowach Jezusa było coś, co Piotr nagle pojął i miał zamiar teraz wypróbować. Jezus musiał znać myśli Piotra, gdyż skierował do niego zaproszenie: Przyjdź.
Wtedy Piotr wyszedł z łodzi, stanął na wodzie i zrobił pierwszy krok, a następnie kolejne. Biblia nie mówi, jak daleko szedł, ale zanim doszedł do Jezusa, zauważył przeciwny wiatr i poczuł wodę chlupoczącą pod nogami. Gdy spuścił wzrok z Jezusa, ogarnęło go przerażenie i zaczął tonąć. Zawołał do Jezusa, żeby ten go ratował i, jak mówi Biblia, Jezus natychmiast wyciągnął rękę, uchwycił Piotra i wziął go z powrotem do łodzi. Tym razem Jezus nie musiał nawet głośno wydawać polecenia – kiedy z Piotrem wsiedli do łodzi, sztorm ustał.
Jak mówi Mateusz, ci, którzy byli w łodzi, złożyli mu pokłon, mówiąc: Zaprawdę, Ty jesteś Synem Bożym.
Co mieli na myśli, nazywając Go Synem Bożym? Czy uważali Go za prawowitego króla Izraela? Czy obdarzyli Go tytułem królewskim, którego używały już dziesiątki innych osób przed Nim? W żadnym wypadku! Uczniowie dopiero co widzieli, że ten człowiek chodził po wodzie, wywołał z łodzi jednego z nich, żeby zrobił to samo, a następnie bez słowa uciszył sztorm. Pomyślmy jeszcze raz, co popchnęło Piotra do opuszczenia łodzi. Co takiego usłyszał w słowach Jezusa „Ufajcie, Ja jestem”, że nie odpowiedział po prostu: „W porządku, to Jezus, przestańmy panikować”, ale stanął na wodzie? Czemu nagle pojawiła się w nim wiara, że Jezus sprawuje absolutną kontrolę nad całą sytuacją?
Odpowiedź brzmi następująco: w stwierdzeniu „Ja jestem” musimy dostrzec szerszy kontekst. Jezus nie powiedział „Hop, hop! To ja, Jezus!”, ale przypisał sobie stare, dobrze znane imię wszechmocnego Boga Izraela.
Przenosi nas to do czasów uwolnienia Izraela z Egiptu. Zabawnym wątkiem tej historii jest rozmowa, w której Mojżesz przekonuje Boga, że nie nadaje się do wyznaczonego mu zadania. Próbuje kilku wymówek – nie jestem wystarczająco ważny, nie uwierzą mi, nie jestem dobrym mówcą – i za każdym razem Bóg mu odpowiada, wytrącając z ręki argument. Jedno z pytań Mojżesza brzmiało: Co powiem ludziom, kiedy mnie spytają, jakie jest imię Boga? Odpowiedź Boga w głęboki sposób ukazała Jego naturę:
A Bóg rzekł do Mojżesza: Jestem, który jestem. I dodał: Tak powiesz do synów izraelskich: Jahwe posłał mnie do was! W ten sposób Bóg objawił się jako transcendentny, wszechwładny Bóg wszechświata; Źródło wszystkiego, co istnieje; Autor stworzenia, Stwórca i Władca kosmosu; Ten, który zawsze był, jest teraz i zawsze będzie – wielki „Ja jestem”.
To właśnie usłyszał Piotr i to dodało mu pewności. Jezus przypisywał sobie imię Boga i czynił to, idąc po wzburzonej wodzie. Morze było uważane za najpotężniejszą i najstraszniejszą siłę natury, odwieczny symbol chaosu i zła, mityczny dom konkurujących ze sobą bóstw. A oto Jezus je ujarzmiał, zwyciężał, władał nim, dosłownie umieszczając je pod swoimi stopami. Jak mówiła dawna pieśń: Nad szum wielkich wód, nad potężne fale morskie, mocniejszy jest Pan na wysokości.
Czy rozumiesz? Kiedy uczniowie nazwali Jezusa Synem Bożym, ogłosili Go kimś znacznie większym niż zwykłym królem. Wskazali, że jest Bogiem, wielkim „Ja jestem”.
Człowiek twierdzący, że jest Bogiem
Czasem ludzie twierdzą, że koncepcja Jezusa – Boga była zaledwie wytworem wyobraźni uczniów, że Jezus nigdy nie przypisywał sobie boskości, a po Jego śmierci uczniowie po prostu wymyślili całą historię lub, w najlepszym razie, opacznie zinterpretowali swoje wspomnienia minionych wydarzeń. Nie trzeba jednak bardzo wnikliwie czytać Biblii, żeby ujrzeć, że w istocie Jezus wielokrotnie twierdził, że jest Bogiem, a niekiedy mówił o tym wprost.
Powiedział na przykład przy pewnej okazji: Ja i Ojciec jedno jesteśmy. Innym razem, kiedy Filip, który nie dostrzegał istoty rzeczy, stawał się trochę niecierpliwy i poprosił: Panie, pokaż nam Ojca, Jezus odparł: Tak długo jestem z wami i nie poznałeś mnie, Filipie? Kto mnie widział, widział Ojca; jak możesz mówić: Pokaż nam Ojca? Pod koniec zaś swojego procesu odpowiedział żydowskim przywódcom: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego siedzącego na prawicy mocy Bożej i przychodzącego na obłokach nieba. Arcykapłan od razu zrozumiał wagę deklaracji Jezusa. Dlatego rozdarł szaty i oskarżył Go o bluźnierstwo. Stał przed nim człowiek, który twierdził, że jest Bogiem.
Fragment książki „Czym jest ewangelia?” Grega Gilberta, wyd. Fundacja Ewangeliczna, Toruń 2018. Wykorzystano za zgodą wydawnictwa.