Biografia: Martyn Lloyd-Jones

Pasja dla mocy wywyższającej Chrystusa

Martyn Lloyd-Jones o potrzebie przebudzenia i chrztu w Duchu Świętym

Martyn Lloyd-Jones, kaznodzieja

W lipcu 1959 roku Martyn Lloyd-Jones i jego żona Bethan spędzali wakacje w Walii. W niedzielę udali się do jednej z kaplic na poranne spotkanie modlitewne, wtedy Lloyd-Jones zapytał zebranych: „Czy chcielibyście, abym podzielił się słowem?”. Ludzie wahali się, bo były to jego wakacje i nie chcieli go wykorzystać. Ale jego żona powiedziała: „Pozwólcie mu. Kaznodziejstwo to jego życie”1. To było prawdziwe stwierdzenie. We wstępie do swojej wspaniałej książki Preaching and Preachers (Kazania i kaznodzieje), napisał, „To dzieło mojego życia […]  Dla mnie kaznodziejstwo jest najwyższym, największym i najbardziej chwalebnym powołaniem, do którego ktokolwiek może zostać powołany”2

Wielu nazywało go ostatnim z kalwinistycznych kaznodziejów metodystycznych, ponieważ łączył miłość Kalwina do prawdy i zdrowej doktryny reformowanej z pasją osiemnastowiecznego przebudzenia metodystycznego3. Przez trzydzieści lat głosił z kazalnicy w Westminster Chapel w Londynie. Zazwyczaj oznaczało to trzy różne kazania w każdy weekend, w piątek wieczorem oraz w niedzielę rano i wieczorem. Pod koniec swojej kariery zauważył: „Uczciwie mogę powiedzieć, że nie przeszedłbym na drugą stronę ulicy, by posłuchać siebie głoszącego kazanie”4.

Inni nie myśleli w taki sposób. Gdy J.I. Packer był dwudziestodwuletnim studentem, podczas swoich studiów w latach 1948-1949 słuchał kazań Lloyda-Jonesa w każdy niedzielny wieczór. Powiedział, że „jeszcze nigdy nie miał do czynienia z takim kaznodziejstwem”. Doszło do niego jakby „z siłą porażenia prądem, dając odczuć przynajmniej jednemu z jego słuchaczy więcej z obecności Boga, niż kiedykolwiek uczynił to jakikolwiek inny człowiek”, którego znał5

Wielu z nas poczuło to samo nawet dzięki spisanym kazaniom Lloyda-Jonesa. Wspominam szczególnie George’a Verwera, który przy okazji konferencji Urbana’67 powiedział, że dwa tomy kazań Lloyda-Jonesa dotyczące Kazania na górze były najlepszym materiałem, jaki kiedykolwiek czytał. Kupiłem te książki i przeczytałem je latem 1968 r., pomiędzy studiami na uczelni a seminarium. Nie da się tego zapomnieć. Od czasu, gdy byłem małym chłopcem, słuchającym kazań mojego ojca nie byłem tak poruszony przez to, co J.I. Packer nazwał „wielkością i wagą spraw duchowych”6. Takie było i wciąż jest jego oddziaływanie dotykające tysiące ludzi. Przez niektórych został nazwany „największym kaznodzieją tego wieku”7

Zarys jego życia 

Jego droga do Westminster była wyjątkowa. Urodził się w Cardiff, w Walii, 20 grudnia 1899 roku. Przeprowadził się z rodziną do Londynu, gdy miał czternaście lat, rozpoczął naukę w szkole medycznej przy szpitalu św. Bartłomieja, gdzie otrzymał dyplom w 1921 r. i został głównym asystentem Sir Thomasa Hordera. Dobrze znany Horder opisał Lloyda-Jonesa jako „najbardziej przenikliwego myśliciela, jakiego znał”8

Pomiędzy rokiem 1921 a 1923 doświadczył głębokiej przemiany. Było to przeżycie tak przemieniające, że przyniosło ze sobą pasję do głoszenia, która całkowicie przeważyła nad jego powołaniem jako lekarza. Tęsknił za powrotem do swojej rodzinnej Walii i głoszeniem kazań. Swoje pierwsze kazanie wygłosił w kwietniu 1925 r., mówił o czymś, co będzie stale później wybrzmiewało w jego życiu: Walia nie potrzebowała więcej rozmów o działaniach społecznych; ona potrzebowała „wielkiego duchowego przebudzenia”. Ten temat dotyczący przebudzenia, mocy i prawdziwej żywotności pozostał jego życiową pasją”9

Został pastorem Bethlehem Forward Movement Mission Church w Sandfields, w Aberavon, w 1926 roku, 8 stycznia następnego roku ożenił się ze swoją koleżanką ze studiów medycznych Bethan Philips. Podczas ich wspólnego życia urodziły im się dwie córki, Elizabeth i Ann.

Jego kazania stały się znane w całej Wielkiej Brytanii i Ameryce. Były przystępne, krystalicznie czyste, doktrynalnie wyraźne, logiczne i płomienne. W 1937 r. głosił w Filadelfii i akurat był tam G. Campbell Morgan. Był pod takim wrażeniem, że poprosił Lloyda-Jonesa o to, by stał się jego współpracownikiem w Wesminster Chapel w Londynie. 

W tym czasie był brany pod uwagę także jako dyrektor Calvinistic Methodist College w Bala, w Północnej Walii. Dlatego tymczasowo odmówił pracy w Westminster jako stały członek personelu. Niestety uczelnia mu odmówiła. Jego główny zwolennik w zarządzie uczelni spóźnił się na pociąg i nie mógł poprzeć jego kandydatury na stanowisko dyrektora. Z tego powodu zaakceptował on ofertę ze strony Westminster i pozostał tam przez następne 29 lat, aż do swojej emerytury w 1968 r.

Nie mogę tutaj zrobić nic innego jak zatrzymać się i podziękować za rozczarowania, porażki i niepowodzenia w naszym życiu, którymi Bóg posługuje się, by umieścić nas tam, gdzie chce. Jakże inny byłby współczesny ewangelikalizm w Wielkiej Brytanii, gdyby Martyn Lloyd-Jones nie głosił w Londynie przez 30 lat. Jakże inne byłoby moje własne życie, gdybym nie czytał jego kazań latem 1968! Chwała Bogu za spóźnione pociągi i inne tak zwane przypadki! 

Lloyd-Jones i G. Campbell Morgan współpracowali razem aż do przejścia Morgana na emeryturę w 1943 r. Od tego czasu Lloyd-Jones był wyłącznym pastorem głoszącym przez dwadzieścia pięć lat. W 1947 roku na niedzielne nabożeństwo poranne przychodziło około 1500 osób, na zgromadzenie wieczorne 2000, ludzi przyciągała przejrzystość, moc i doktrynalna głębia jego głoszenia. Zakładał na siebie czarną genewską togę, nie używał żadnych sztuczek i żartów. Podobnie jak Jonathan Edwards dwieście lat wcześniej pociągał publikę siłą i intensywnością swojej wizji prawdy.

W 1968 roku zachorował i uznał to za znak, by przejść na emeryturę i poświęcić się bardziej pisaniu. Robił to przez prawie dwanaście lat, po czym zmarł spokojnie we śnie 1 marca 1981 roku.

Przebudzenie to chrzest w Duchu Świętym

Od początku do końca życie Lloyda-Jonesa było wołaniem o głębię w dwóch obszarach — głębię biblijnej doktryny i głębię w żywym doświadczeniu duchowym. Światło i ciepło. Logika i ogień. Słowo i Duch. Raz po raz walczył na dwóch frontach: z jednej strony przeciwko martwemu, formalnemu, instytucjonalnemu intelektualizmowi, a z drugiej przeciwko powierzchownemu, łatwemu, zorientowanemu na rozrywkę, skoncentrowanemu na człowieku emocjonalizmowi. Postrzegał świat jako będący w beznadziejnej kondycji, bez Chrystusa i nadziei, Kościół widział jako pozbawiony siły do wprowadzenia zmian. Jedno skrzydło Kościoła siliło się na intelektualne przecedzanie komara, drugie połykało wielbłąda ewangelicznego kompromisu lub beztroskiego charyzmatycznego nauczania10. Dla Lloyda-Jonesa jedyną nadzieją było skoncentrowane na Bogu przebudzenie.

To, co chciałbym zrobić, to zastanowić się nad znaczeniem przebudzenia w kazaniach Lloyda-Jonesa — a dokładniej, chcę zrozumieć, jakiego rodzaju mocy szukał, jak spodziewał się, że będzie wyglądać, gdy nadejdzie, i jak jego zdaniem powinniśmy jej szukać11

Myślę, że Lloyd-Jones zrobił więcej niż jakikolwiek inny człowiek w tym stuleciu, aby przywrócić historyczne znaczenie słowa przebudzenie.

Przebudzenie jest cudem […]  czymś, co można wyjaśnić tylko przy pomocy bezpośredniej […]  interwencji Boga […]  Ludzie mogą zorganizować kampanie ewangelizacyjne, ale nie mogą i nigdy nie stworzyli przebudzenia12.

Dla Lloyda-Jonesa wielką tragedią było, że całe to głębsze rozumienie przebudzenia jako suwerennego wylania Ducha Świętego, zostało utracone do czasu, gdy podjął ten temat w 1959 roku w setną rocznicę przebudzenia w Walii. „Przez ostatnie siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat” — powiedział — „całe to pojęcie nawiedzenia, chrztu Kościoła w Duchu Bożym, zniknęło”13

Podał kilka powodów, dla których tak twierdził14. Uważał jednak, że najistotniejszym argumentem teologicznym stojącym za panującą obojętnością wobec przebudzenia jest pogląd, że Duch Święty został dany raz na zawsze w dzień Pięćdziesiątnicy, dlatego nie może być wylany ponownie, a modlitwa o przebudzenie jest błędem i rzeczą zbędną15. To jest to miejsce, w którym Lloyd-Jones zaczyna rozchodzić się z niektórymi standardowymi interpretacjami ewangelicznymi chrztu w Duchu Świętym. Zdecydowanie odrzuca powszechny pogląd zrównujący duchowy chrzest z 2 rozdziału Dziejów Apostolskich i ten z 1 Listu do Koryntian 12:13. Odrzucany pogląd opisuje w taki oto sposób: 

Tak, [w 2 rozdziale Dziejów Apostolskich] mamy tam do czynienia z chrztem w Duchu Świętym. Ale wszyscy otrzymujemy Go teraz i jest to proces nieświadomy, nie zdajemy sobie z tego sprawy, dzieje się to z chwilą, gdy uwierzymy i zostaniemy odrodzeni. Jest to działanie Boga, włączające nas w Ciało Chrystusa. To jest chrzest w Duchu. W tym sensie nie ma potrzeby modlić się o nowy chrzest w Duchu lub prosić Boga o wylanie Jego Ducha na Kościół […]  Nic dziwnego, że w miarę jak ten rodzaj głoszenia zyskiwał na popularności, ludzie przestawali modlić się o przebudzenie16.

Kiedy teolog reformowany Klaas Runia sprzeciwił się pentekostalizmowi, Lloyd-Jones z jednej strony zgodził się, że naleganie na mówienie językami albo „domaganie” się darów było złe, z drugiej przeszkadzał mu pogląd Runi na temat chrztu w Duchu. Napisał do niego:

Ciągle mam poczucie, że nie ma w tobie zgody na przebudzenie. Pokazujesz to, gdy mówisz: „Czytajcie wszystkie fragmenty, które mówią o Duchu Świętym i o Kościele. Mówią one zawsze: Stańcie się tym, czym jesteście, wy WSZYSCY”. Jeśli chodzi tu o zwykłe „Stańcie się tym, czym jesteście” i nic więcej, to jak ktoś miałby modlić się o przebudzenie, no i jak wyjaśnić przebudzenia w historii Kościoła?17 

Przebudzenie jest wtedy, kiedy Duch przychodzi i jest wylewany. Lloyd-Jones jasno określa, w jaki sposób jego zdaniem chrzest Duchem Świętym odnosi się do odrodzenia.

Oto pierwsza zasada […]  Zapewniam, że możesz być wierzącym, który ma w sobie Ducha Świętego i wciąż nie być ochrzczonym w Duchu Świętym […]  Chrzest Duchem Świętym jest czymś, czego dokonuje Pan Jezus Chrystus, a nie Duch Święty […]  Nasz chrzest w ciało Chrystusa jest dziełem Ducha [taki jest sens 1 Kor 12:13], podobnie jest z odrodzeniem, to też jest Jego praca, ale tutaj mamy coś całkowicie innego; tutaj mamy Chrystusa chrzczącego nas Duchem Świętym. I sądzę, że jest to coś, co w oczywisty sposób różni się i jest oddzielone od stania się chrześcijaninem, bycia odrodzonym, posiadania Ducha Świętego mieszkającego w tobie18

Ubolewa, że poprzez utożsamianie chrztu w Duchu Świętym z odrodzeniem cała sprawa pozbawiona zostaje doświadczenia i głębszej świadomości. Nie w taki sposób doświadczali tego ludzie w Dziejach Apostolskich19. Dlatego mówi o tym w mocnych słowach: 

Ci, którzy mówią, że [chrzest w Duchu Świętym] wydarza się przy odrodzeniu, wydają mi się ludźmi, którzy nie tylko zaprzeczają Nowemu Testamentowi, lecz zdecydowanie także gaszą Ducha20

Chrzest w Duchu Świętym daje nadzwyczajną pewność i radość

Lloyd-Jones wierzy, że powyższy pogląd zniechęca nas do szukania tego, czego dzisiejszy Kościół desperacko potrzebuje. „Największą potrzebą naszych czasów” — mówi — „są chrześcijanie mający pewność swojego zbawienia” — zostaje ona dana w szczególny sposób poprzez chrzest Duchem Święty21. Rozróżnia pomiędzy „zwykłą pewnością” dziecka Bożego a tym, co nazywa „niezwykłą pewnością”22 albo „pełną pewnością”23 przychodząca wraz z chrztem w Duchu Świętym.

Kiedy chrześcijanie są chrzczeni w Duchu Świętym, mają poczucie mocy i obecności Boga, którego wcześniej nie znali — to właśnie jest największa z możliwych form pewności24

Chrzest w Duchu jest nową, świeżą manifestacją Boga wobec duszy. „Otrzymujesz wszechogarniającą wiedzę o Bożej miłości do ciebie w naszym Panu i Zbawicielu Jezusie Chrystusie […]  To jest największa i najistotniejsza cecha chrztu w Duchu Świętym”25. Można tego świadomie doświadczyć. Nie da się mu zaprzeczyć. Jest w nim bezpośredniość wychodząca poza zwykłe doświadczenie. Napełnia wszechogarniającą radością26. Zmienia zwolenników Chrystusa w świadków tego, co widzieli i słyszeli27

Zilustrował różnicę między stabilnym, zwykłym doświadczeniem chrześcijańskim a doświadczeniem chrztu Duchem Świętym, opowiadając historię Thomasa Goodwina.

Pewien człowiek idzie ze swoim dzieckiem drogą, trzymają się za ręce, a dziecko wie, że jest dzieckiem swojego ojca, że ojciec je kocha, i cieszy się z tego. Nie ma w tym żadnej niepewności, lecz nagle, ojciec poruszony przez jakiś impuls, podnosi dziecko, pieści na swoich rękach, całuje, ściska, okazuje mu miłość, po czym stawia na drodze i zwyczajnie idą dalej. 

To jest to! Dziecko już wcześniej wiedziało, że ojciec je kocha, i że jest jego dzieckiem. Ale ten pełen miłości uścisk, to dodatkowe wylanie miłości, ta niezwykła jej manifestacja — o to tutaj chodzi. Duch świadczy wespół z duchem naszym, że jesteśmy dziećmi Boga28

Kiedy Jezus chrzci kogoś Duchem Świętym, jak mówi Lloyd-Jones, osoba „nie tylko jest przenoszona z wątpliwości do wiary, ale do pewności, do świadomości obecności i chwały Boga”29

To właśnie Lloyd-Jones rozumie przez przebudzenie:

Różnica pomiędzy chrztem w Duchu Świętym a przebudzeniem polega po prostu na liczbie dotkniętych przez nie osób. Powiedziałbym, że przebudzenie wiąże się z wielką liczbą ludzi chrzczonych w Duchu Świętym w jednym czasie; lub też wiąże się z Duchem Świętym zstępującym na jakąś zebraną razem grupę. Może się to wydarzyć w jakimś rejonie bądź kraju30.

Chrzest w Duchu Świętym jest uwierzytelnieniem ewangelii

Gdy się dzieje, da się to zauważyć. Nie jest to jakieś ciche subiektywne doświadczenie w kościele. Wydarzają się wtedy rzeczy, które sprawiają, że świat zwraca na nie uwagę. Właśnie to było tak bardzo ważne dla Lloyda-Jonesa. Czuł się niemal przytłoczony zepsuciem świata i słabością Kościoła. Wierzył, że jedyną nadzieją jest coś nadzwyczajnego.

Dzisiejszy Kościół chrześcijański upada i to w opłakany sposób. Nie wystarczy być ortodoksyjnym. Oczywiście musisz takim być, jeśli nie jesteś, oznacza to, że nie dotarło do ciebie przesłanie […]  Potrzebujemy autorytetu i uwierzytelnienia […]  Jasne jest, że żyjemy w czasie, w którym potrzebujemy uwierzytelnienia — mówiąc inaczej, potrzebujemy przebudzenia31.

Tak więc dla Lloyda-Jonesa przebudzenie było rodzajem demonstracji mocy, która uwierzytelniłaby prawdę ewangelii w rozpaczliwie zatwardziałym świecie. Jego opis tego świata pochodzący sprzed dwudziestu pięciu lat brzmi niezwykle aktualnie:

Mamy do czynienia nie tylko z materializmem, światowością, obojętnością, zatwardziałością i bezdusznością — ale także coraz częściej słyszymy […]  o pewnych manifestacjach sił zła i realności złych duchów. To nie tylko grzech obecnie jest problemem tego kraju. Są nimi jeszcze odrodzenie się czarnej magii, kultu szatana i sił ciemności, zażywanie narkotyków i niektóre zjawiska, do których to prowadzi. Dlatego właśnie potrzebna jest nam manifestacja, ukazanie się mocy Ducha Świętego32

Zwracał uwagę, że nie wolno nam myśleć tylko o przebudzeniu. Ostrzegał przed zbytnim zainteresowaniem tym, co nadzwyczajne i niezwykłe. Nie pogardzajcie dniem małych rzeczy, mówi. Nie lekceważcie codziennej pracy w zborze i regularnego działania Ducha33.

Odnoszę jednak wrażenie, że Lloyd-Jones, gdy zbliżał się do końca swojej posługi w Westminster, coraz bardziej był rozczarowany tym, co „regularne”, „zwykłe” i „codzienne”. Zdają się to potwierdzać jego słowa:

[Możemy] doprowadzić do wielu nawróceń, dzięki Bogu za to, i dzieje się to regularnie w kościołach ewangelicznych w każdą niedzielę. Ale potrzeba nam dzisiaj czegoś o wiele większego. Potrzebą jest urzeczywistnienie się Boga, tego, co nadnaturalne, co duchowe i wieczne, a może się to stać tylko poprzez łaskawą odpowiedź ze strony Boga słyszącego nasze wołanie i ponowne zesłanie Jego Ducha i napełnienie nas, jak napełniał wczesny kościół34

Potrzebujemy konkretnej demonstracji mocy Boga, zadziałania ze strony Wszechmocnego, które zmusi ludzi do zwrócenia na to uwagi, przyjrzenia się temu i do słuchania. Historia wszystkich przebudzeni z przeszłości wskazuje wyraźnie, że taki zawsze jest efekt przebudzenia i to bez wyjątków. Dlatego właśnie zwracam uwagę na przebudzenie. Dlatego zachęcam wam, abyście się o to modlili. Gdy Bóg działa, jest w stanie zrobić więcej w minutę niż człowiek organizujący swe działania przez pięćdziesiąt lat35.

Tym, co leży Lloyd-Jonesowi na sercu tak mocno jest to, żeby imię Boga zostało wysoko wyniesione, a Jego chwała ukazana na świecie. „Powinniśmy gorliwie wyglądać” — mówi — „tego, co może się stać, co zatrzyma narody, wszystkich ludzi, i sprawi, że przystaną i zaczną znowu myśleć”36. O to chodzi w chrzcie w Duchu Świętym.

Celem, głównym zadaniem chrztu w Duchu Świętym, jest […]  uzdolnienie ludzi Boga do świadczenia na taką skalę, że stanie się ono fenomenem zatrzymującym i pociągającym ludzi37

W tym miejscu pojawiają się dary duchowe — takie jak uzdrawianie, cuda, proroctwa i języki, cały zasób znaków i cudów. Lloyd-Jones odnosi się do ewangelizacji mocy na długo przed Johnem Wimberem38.  

Twierdzi, że dary duchowe są uwiarygodniającą częścią dzieła przebudzenia i chrztu w Duchu Świętym. Nadzwyczajne dary duchowe, jak mówi, wynikają z chrztu w Duchu Świętym. Dodaje, że ta sprawa jest ważna w naszych czasach, bo: „Potrzebujemy nadnaturalnego uwiarygodnienia głoszonej przez nas wieści”39.

Joel i inni prorocy, którzy także o tym mówili, wskazywali, że w wieku, który miał nadejść i który nadszedł wraz z Panem Jezusem Chrystusem i chrztem w Duchu w dzień Pięćdziesiątnicy, powinno ujawnić się nadzwyczajne poświadczenie poselstwa40

W tym miejscu reformowani chrześcijanie zaczynają się irytować, ponieważ mają wrażenie, że moc słowa Bożego jest zagrożona. Czy ewangelia nie jest mocą Bożą ku zbawieniu? Czy mówione słowo wzmocnione Duchem Świętym nie jest wystarczające? „Żydzi znaków się domagają, a Grecy mądrości poszukują, my zwiastujemy Chrystusa ukrzyżowanego […] który jest mocą Bożą” (1 Kor 1:22-24). 

Sprawa nie jest taka prosta. I nie są to wyłącznie współczesne zarzuty; rzecz w tym, że Pismo ukazuje w Nowym Testamencie znaki i cuda towarzyszące głoszeniu najlepszemu z najlepszych. I najwyraźniej Piotr, Paweł, Szczepan i Filip nie uważali, że poświadczenie znaków i cudów narusza integralność i moc słowa Bożego (Mk 16:20; Dz 14:3; Hbr 2:4).

Lloyd-Jones jest pod wrażeniem tego faktu, i mówi: „Jeśli apostołowie byli niezdolni do bycia prawdziwymi świadkami bez tej niezwykłej mocy, kim my jesteśmy, by twierdzić, że możemy, nie mając jej, być świadkami?”41. I gdy to mówił, wcale nie miał na myśli mocy słowa. Miał na myśli moc ukazującą się w nadzwyczajnych darach duchowych. Oto dowód:

[Przed Pięćdziesiątnicą apostołowie] nie byli gotowi, by być świadkami. […]  Byli z Chrystusem przez trzy lata Jego służby. Słyszeli Jego kazania, widzieli Jego cuda, widzieli Go ukrzyżowanego na krzyżu, widzieli Go umarłego i pogrzebanego, a także widzieli Go po tym, jak powstał dosłownie w ciele z grobu. To byli ci, którzy byli z Nim w górnej izbie w Jerozolimie po Jego zmartwychwstaniu, którym wykładał Pisma, a jednak to im mówi, że muszą pozostać w Jerozolimie, aż zostaną obdarzeni mocą z wysokości. Szczególnym celem, celem chrztu w Duchu Świętym jest uzdolnienie do świadczenia, do dawania świadectwa, i jednym ze sposobów, w jaki to się dzieje, jest udzielanie darów duchowych42

Moja własna odpowiedź na pytanie, jak moc słowa i uwierzytelniająca funkcja znaków i cudów pasują do siebie, jest następująca. Biblia naucza, że głoszona ewangelia jest mocą Bożą ku zbawieniu (Rz 1:16; 1 Kor 1:23-24). Poucza również, że żądanie znaków obok słowa Bożego jest cechą złego i cudzołożnego pokolenia (Mt 16:4; 1 Kor 1:22). Ale Biblia mówi także, że Paweł i Barnaba „przebywali tam [w Ikonium] przez dłuższy czas, mówiąc odważnie w ufności ku Panu, który słowo łaski swojej potwierdzał znakami i cudami, jakich dokonywał przez ich ręce” (Dz 14:3; por. Hbr 2:4; Mk 16:20). Tak więc znaki i cuda były Bożym świadectwem potwierdzającym wypowiadane słowo ewangelii. 

Czy składając to wszystko razem, nie moglibyśmy powiedzieć, że znaki i cuda w relacji do słowa Bożego stanowią coś w rodzaju uderzających, przebudzających środków samo potwierdzającej się chwały Chrystusa w ewangelii? Znaki i cuda nie zbawiają. One nie przemieniają serca. Tylko chwała Chrystusa widoczna w ewangelii ma moc to zrobić (2 Kor 3:18 – 4:6). Najwyraźniej jednak Bóg decyduje się czasami używać znaków i cudów równolegle ze swoim odradzającym słowem, aby zdobyć posłuch i rozbić skorupę braku zainteresowania, cynizmu i fałszywej religii oraz pomóc upadłemu sercu skupić wzrok na ewangelii43

Lloyd-Jones nie był zwolennikiem cesacjonizmu Warfielda

Na podstawie tego, co widzieliśmy, możemy wyciągnąć wniosek, że Lloyd-Jones nie był tak zwanym cesacjonistą. I rzeczywiście bardzo zdecydowanie występował przeciwko cesacjonizmowi Warfielda. W 1969 r. napisał przeciwko „A Memorandum on Faith Healing” („Oświadczeniu o uzdrawianiu wiarą”) wydanemu przez Christian Medical Fellowship w Anglii, które wyraźnie opierało się na Warfieldowym twierdzeniu, że dary znaków (jak uzdrawianie) „towarzyszyły apostołom” i dlatego są dzisiaj nieaktualne, bo odeszły wraz z apostołami.

Myślę, że twierdzenie, iż wszystkie te dary skończyły się wraz z apostołami lub epoką apostolską, jest pozbawione podstaw biblijnych. Wierzę, że po tym czasie bez wątpienia miały miejsce cuda44

Gdy mówi o potrzebie mocy przebudzenia, chrztu w Duchu i potężnego poświadczenia słowa Bożego dzisiaj, jasne jest, że myśli dokładnie o tym samym, co działo się w życiu apostołów. 

Jest całkowicie jasne, że w czasach Nowego Testamentu ewangelia była w ten sposób uwierzytelniana przez znaki i cuda o różnym charakterze i opisie. […] Czy miało to być prawdą tylko dla wczesnego kościoła? […] Pismo nigdzie nie mówi, że te rzeczy były tylko tymczasowe — nigdzie! Nie znajdziemy tam takiego stwierdzenia45.

Odnosi się do argumentów cesacjonistów i konkluduje, że bazują one na domysłach i argumentach, opierających się na milczeniu, a celem ich jest usprawiedliwienie jakiegoś uprzedzenia46. „Trzymanie się takiego poglądu” — twierdzi — „jest  po prostu gaszeniem Ducha”47

Poza tym twierdzi, istnieją dobre historyczne dowody na to, że wiele z tych darów utrzymywało się kilka stuleci i że przejawiały się one co jakiś czas także od czasów reformacji. Dla przykładu wskazuje na zapiski Johna Welsha, zięcia Johna Knoxa, który wspomina o wielu niezwykłych rzeczach, w tym o wzbudzeniu kogoś z martwych. Protestanccy reformatorzy dowodzą również istnienia autentycznego daru prorokowania. Alexander Peden, jeden ze szkockich zwolenników porozumienia ustanawiającego prezbiterianizm, prorokował o rzeczach, które faktycznie się później wypełniły48.

Osobiste doświadczenie nadzwyczajnej mocy

Lloyd-Jones miał wystarczająco dużo własnych niezwykłych doświadczeń, aby wiedzieć, że lepiej być otwartym na to, co może uczynić suwerenny Bóg. Na przykład Stacy Woods opisuje fizyczny efekt jednego z kazań Lloyda-Jonesa.

Obecność Boga w tym kościele objawiła się w sposób niesamowity. Odczuwałam to tak, jakby jakaś ręka dopychała mnie do ławki. Pod koniec kazania, gdy z jakiegoś powodu nie zagrały organy, doktor poszedł do zakrystii, a wszyscy siedzieli w bezruchu. Trwało to jakieś dziesięć minut, zanim ludzie znaleźli siłę do tego, by wstać i nie odzywając się do siebie wyjść z kościoła. Nigdy nie byłem świadkiem ani nie doświadczyłem takiego głoszenia z tak niesamowitą reakcją ze strony zgromadzenia49.

Inny przykład pochodzi z jego wczesnych dni w Sandfields. Pewnego wieczoru kobieta będąca znanym medium spirytystycznym przyszła na nabożeństwo. Później po swoim nawróceniu powiedziała:

W chwili, kiedy weszłam do twojej kaplicy i usiadłam pośród ludzi, poczułam nadnaturalną moc. Miałam świadomość obecności tego samego rodzaju mocy, do której byłam przyzwyczajona, gdy działy się nasze spirytystyczne spotkania, ale była w tym jedna wielka różnica; miałam wrażenie, że moc w twojej kaplicy była czystą mocą50

Kilka razy w swoim życiu doświadczył rodzaj prorockiego przeczucia, które wykraczało poza zwyczajność. 19 stycznia 1940 r. napisał do żony swojego przyjaciela, Douglasa Johnsona, cierpiącego na niedrożność naczyń wieńcowych.  

Mam bardzo konkretne i bezbłędne przeczucie, że [Douglas] całkowicie wydobrzeje. On wie, że takie rzeczy nie są dla mnie czymś naturalnym. Donoszę o tym, bo jest to bardzo jasne51

Pokazuje to podkreślaną przez niego kwestię osobistej komunikacji Boga z Jego dziećmi. Jako biblijne przykłady takiej bezpośredniej komunikacji od Pana podaje przykład Filipa prowadzonego w stronę rydwanu w 8 rozdziale Dziejów Apostolskich, a także posłanie Pawła i Barnaby w 13 rozdziale Dziejów Apostolskich. Potem mówi tak:    

Nie ma wątpliwości co do tego, że lud Boży może wypatrywać i oczekiwać „przewodzenia”, „wskazówek”, podpowiedzi względem tego co ma robić. […]  Ci mężczyźni zostali przez Ducha Świętego poinformowani, że mają coś zrobić; wiedzieli, że to Duch Święty do nich mówił; i było to Jego wyraźne kierownictwo. Jasne jest więc dla mnie, że jeśli zaprzeczamy takiej możliwości, winni jesteśmy gaszenia Ducha52

Opierając się na Biblii, historii i swoim doświadczeniu Lloyd-Jones wiedział, że nadzwyczajne działanie Ducha Świętego wymyka się dokładnej klasyfikacji. Powiedział: „Sposoby, na jakie przychodzi błogosławieństwo, są niemal nieskończone. Musimy uważać, żeby ich nie ograniczać lub nie próbować ich zbytnio usystematyzować, lub, co gorsza, aby ich nie zmechanizować”53.

Krytyka pentekostalizmu, jaki znał

Oto niezwykłe nauki pochodzące od jednego z głównych przedstawicieli Reformacji w Wielkiej Brytanii w ubiegłym wieku. Pomógł założyć wydawnictwo (Banner of Truth Trust), które konsekwentnie zajmowało się cesacjonizmem, podobnym do Warfielda myśleniem o darach duchowych. Abyście nie myśleli, że Lloyd-Jones był pełnym charyzmatykiem działającym incognito, pozwólcie mi wspomnieć o kilku rzeczach, które dawały mu równowagę i sprawiły, że był rozczarowany zielonoświątkowcami i charyzmatykami, jakich znał. 

  1. Upierał się, by przebudzenie miało solidne podstawy doktrynalne. Z tego co widział, minimalizacja znaczenia doktryny istniała prawie wszędzie tam, gdzie domagano się jedności i odnowy54. Duch Święty jest Duchem prawdy, a przebudzenie będzie płytkie i krótkotrwałe, jeśli nie będzie miało głębszych korzeni doktrynalnych niż te, które wydaje się mieć drzewo charyzmatyczne.
  2. Charyzmatycy kładą zbyt duży nacisk na to, co sami robią, a zbyt mały na wolność i suwerenność Ducha Świętego, by przychodził i odchodził na własnych warunkach. „Dary duchowe” — mówi — „zawsze są pod kontrolą Ducha Świętego. Są udzielane i nikt nie wie kiedy będą udzielone”55.

Możesz modlić się o chrzest w Duchu Świętym, ale to nie gwarantuje, że on się wydarzy. […]  To On o tym decyduje. On jest Panem. On jest suwerennym Panem i On czyni to w swoim czasie i na swój sposób56

  1. Czasami charyzmatycy naciskają na dar języków jako znak chrztu w Duchu Świętym, co oczywiście On odrzuca.    

Wydaje się, że nauczanie samego Pisma i dowody z historii Kościoła potwierdzają to, że chrztowi w Duchu Świętym nie zawsze towarzyszą szczególne dary57

  1. Jeszcze częściej większość charyzmatyków twierdzi, że mogą mówić językami, kiedy tylko zechcą. To, argumentuje, stoi w opozycji do tego, co Paweł mówi w 1 Koryntian 14:18: „Dziękuję Bogu, że ja o wiele więcej językami mówię, niż wy wszyscy”. Jeśli on, podobnie jak oni, mogli mówić językami, kiedy tylko chcieli, to jaki byłby sens dziękowania Bogu za błogosławieństwo języków częściej dawane jemu niż im58.
  2. Zbyt często poszukuje się doświadczeń dla nich samych, a nie dla umocnienia do dawania świadectwa i dla chwały Chrystusa59

Celem nie są doświadczenia same w sobie, ale uzdolnienie do składania świadectwa i czynienia Chrystusa znanym60

Musimy sprawdzać wszystko, co twierdzi, że jest poruszeniem Ducha pod względem mocy ewangelizacyjnej61

Najważniejszym testem wszystkiego, co wydaje się być dziełem Ducha Świętego jest Jana 16:14 — „On mnie uwielbi”62

  1. Charyzmatycy mogą szybko popełnić błąd, zakładając, że jeśli ktoś ma potężne dary, to jest dobrą osobą i uprawnia go to do prowadzenia i nauczania. To nieprawda. Lloyd-Jones jest świadomy, że chrzest w Duchu Świętym i posiadanie darów nie daje nikomu kwalifikacji moralnej do służby bądź mówienia w imieniu Boga. Duchowa kondycja zboru w Koryncie w kategoriach uświęcenia, była słaba, a jednak było tam mnóstwo dowodów na obecność Bożej mocy.

Chrzest w Duchu Świętym jest przede wszystkim i zasadniczo chrztem mocy. […]  [Ale] nie ma bezpośredniego związku między chrztem w Duchu Świętym i uświęceniem63 […] [Chrzest w Duchu Świętym] może być doświadczeniem odosobnionym, podczas gdy uświęcenie jest ciągłym i nieustannym procesem64.

  1. Charyzmatycy są zwykle bardziej zainteresowani subiektywnymi wrażeniami i niezwykłymi darami niż wykładem Pisma Świętego. Bądź podejrzliwy, mówi, wobec twierdzeń dotyczących „nowego objawienia prawdy”65. (Biorąc pod uwagę to, co powiedział powyżej w związku z tym jak Duch Święty może przemawiać dzisiaj jako przewodnik, nie może mieć tutaj na myśli tego, że należy wykluczyć wszelką bezpośrednią komunikację od Boga).
  2. Charyzmatycy czasami zachęcają ludzi, by porzucili kontrolę nad swoim rozumem i odpuścili sobie. Lloyd-Jones nie zgadza się z czymś takim. „Nigdy nie możemy pozwolić sobie na odpuszczenie”66. Pismo nie popiera pustego umysłu67. Chrześcijaństwo mówi nam, że możemy „w tym samym czasie […]  być pochwyconymi przez Ducha i wciąż mieć kontrolę” (zob. 1 Kor 14:32)68. Zawsze musimy być gotowi do sprawdzania wszystkiego, odkąd Szatan i hipnotyzm mogą naśladować najbardziej niezwykłe rzeczy69

Ostrzeżenie dla gaszących Ducha formalistów

Mówiąc to wszystko, poprzez ostrzeżenie i równowagę, Lloyd-Jones wraca do mocnego potwierdzenia otwartości na nadnaturalne demonstracje mocy, których świat tak bardzo potrzebuje. Tym, którzy siedzą z założonymi rękami i wytykają palcami charyzmatyczne ekscesy dobrych ludzi, mówi: „Niech Bóg się nad nimi zlituje! Zmiłuj się nad nimi Boże! Lepiej jest być zbyt łatwowiernym niż być cielesnym, zadowolonym z siebie i martwym”70

Opisuje nawet tych gaszących Ducha poprzez strach przed tym, co niezwykłe i nadzwyczajne.

Często się to zdarza: podczas spotkania […] zaczynasz się bać tego, co się wydarzy i mówisz: „Jeśli to zrobię, to co się stanie?”. To jest gaszenie Ducha. Jest to opieranie się Jego ogólnemu wpływowi na twojego ducha. Czujesz Jego łaskawy wpływ, a jednak jesteś niechętny, niepewny lub się boisz. To jest gaszenie Ducha71

Niektórzy ludzie z natury boją się tego, co nadnaturalne i niezwykłe, boją się nieładu. Możesz tak bardzo bać się nieporządku, możesz być tak mocno skoncentrowany na dyscyplinie, przyzwoitości i kontrolowaniu, że stajesz się winnym tego, co Pismo Święte nazywa „gaszeniem Ducha”72.

Jak Lloyd-Jones radzi nam zabiegać o chrzest Duchem Świętym?

Wydaje mi się, że to wszystko jest bardzo niezwykłe. Wizja Lloyda-Jonesa dotycząca życia ochrzczonego Duchem jest inną biblijną syntezą niż ta, która istnieje w kościele ewangelicznym czy ruchu charyzmatycznym. Ktoś słusznie mógłby zapytać, czy nie jest to nieświadoma artykulacja programu tak zwanej „trzeciej fali”73 Ducha. 

Tak więc, w moim odczuciu, istnieje prawdziwe poczucie pilności w pytaniu: Jaka jest jego rada dla nas, gdy poruszamy się z jednej strony między bezkrytyczną i niebiblijną łatwowiernością, a z drugiej strony między gaszącym Ducha oporem?

Jego podstawowa rada brzmi: „Nie możesz nic zrobić, aby zostać ochrzczonym Duchem Świętym, z wyjątkiem proszenia o to. Nie możesz zrobić nic, aby Go otrzymać”74. Mimo to powinieneś zabiegać w modlitwie, by Go otrzymać75. Musimy być cierpliwi76 i nie ograniczać Pana limitami czasowymi. Cytuje Dwighta L. Moody’ego, R.A. Torreya, A.J. Gordona i A.T. Piersona jako tych, którzy szukali chrztu w Duchu, prosząc o niego przez długi czas77. Lloyd-Jones miał szczególne upodobanie w powtarzanej przez Moody’ego modlitwie: „Boże, przygotuj moje serce i ochrzcij mnie mocą Ducha Świętego”78

Wydaje się jednak, że możemy zrobić coś więcej niż tylko się modlić. Przygotowanie serca jest ważne, a zatem oprócz modlitwy istnieją środki łaski, które oczyszczają serce i coraz bardziej upodabniają je do serca Chrystusa. Można by tu wymienić rozważanie Pisma, napominanie ze strony innych chrześcijan, umartwianie grzechu zgodnie z 6 rozdziałem Rzymian, itd.

Ale to nie wszystko, Lloyd-Jones uczy, że Ducha można zgasić przez pewne formy jałowej instytucjonalizacji. Przywołując problem martwych formalnych kościołów, mówi: 

Nie chodzi o to, że Bóg się wycofuje, ale o to, że kościół w swojej „mądrości” i przebiegłości stał się zinstytucjonalizowany, ugasił Ducha i sprawił, że manifestacje mocy Ducha stały się prawie niemożliwe79

Jest to mocne stwierdzenie osoby, która wierzy w suwerenność Ducha — że pewne formy instytucjonalizacji mogą sprawić, że manifestacja mocy Ducha będzie „prawie niemożliwa”. Jeśli Duch w swojej suwerenności cierpi z powodu ograniczenia i gaszenia, jak mówi Lloyd-Jones (i apostoł Paweł!), to stwierdzenie, że nie możemy nic zrobić, aby otworzyć drogę na Jego przyjście, nie jest całkowicie trafne. Nie możemy jedynie zmusić Go do przyjścia. Innymi słowy, chociaż wydaje się, że nie możemy sprawić, by Duch przyszedł w mocy, możemy działać w sposób, który zwykle powstrzymuje Jego przyjście. 

Czy praktykował to, co głosił?

To prowadzi nas do finalnego, kluczowego pytania, które trafia w samo sedno tematu zastosowania: Czy Lloyd-Jones praktykował to, co głosił? Albo inaczej, „Czy dawał dostęp Duchowi, czy może w jakiejś części gasił Ducha w swoim zborze?”80

Biorąc pod uwagę to, co powiedział na temat pewnych form instytucjonalizacji, które czynią manifestację mocy Ducha „prawie niemożliwą”, powinniśmy zapytać, czy w Westminster Chapel istniały formy instytucjonalizacji, które utrudniały manifestację Ducha. Jeśli pewne formy instytucjonalizacji mogą uciszyć Ducha, można się zastanawiać, czy pewne sposoby korzystania z muzyki i pewne formy służby oraz rodzaje postaw i osobowości również nie utrudniają Mu działania.

Istnieje co najmniej pięć aspektów życia w Westminster Chapel, które sprawiają, że zastanawiam się, w jakim stopniu Lloyd-Jones praktycznie przestrzegał swoich zasad przebudzenia.

  1. Biograf Ian Murray twierdzi, że „spotkania doświadczalne” z XVIII wieku zniknęły w kościołach Anglii i potrzebne były zmiany81. Ale czy Lloyd-Jones wprowadził jakieś znaczące zmiany, które stworzyłyby odpowiedni kontekst dla doświadczania darów duchowych? Ian Murray mówi nam, że słuchaczami w Westminster Chapel byli anonimowi ludzie. „Były to czasy, kiedy obcy sobie ludzie nie witali się w kościele”82

Można się zastanawiać, czy Lloyd-Jones poczynił odpowiednie kroki, żeby odwrócić tę falę. Czy pracował nad stworzeniem sieci małych grup w swoim kościele, gdzie ludzie mogliby służyć jedni drugim w kontekście zapewne mniej zinstytucjonalizowanym i ograniczającym Ducha?83

  1. Powiedział: „Nigdy nie mówiłem poszczególnym nawróconym, jak mają odnosić się do bliźnich, oni robili to sami”84. Czy jest to typowe zachowanie Lloyda-Jonesa, polegające na oddaleniu się od praktycznej, bezpośredniej interakcji ze swoimi ludźmi na poziomie, na którym mógłby zachęcać ich do zaangażowania? 

Czy Lloyd-Jones naprawdę szukał takiego rodzaju interakcji ze swoim ludem, przez którą mogłyby przepływać manifestacje podobne do tych, które przychodziły przez apostołów? Wydaje się, że służba apostołów była bardzo praktyczna. Bez zaangażowania ze strony pastora i swego rodzaju ponoszonego przez niego ryzyka, trudno oczekiwać, że ludzie podejmą kroki, aby uniknąć gaszenia Ducha, zwłaszcza gdy regularnie słyszą przytłaczające i surowe ostrzeżenia przed charyzmatycznymi ekscesami. Zwykli ludzie interpretują długie i złożone ostrzeżenia jako czerwone światło dla nowego doświadczenia. 

  1. Jego wnuk Christopher Catherwood mówi o dziadku: „Miał szczególną niechęć do pewnych rodzajów emocjonalnej muzyki”85. On sam mówi: 

    [Duch Święty] nie potrzebuje […]  naszej pomocy — naszego śpiewania, przygotowań i wywoływania emocji. […]  Jeśli Duch jest Panem — a jest — nie potrzebuje tej pomocy, a wszystko, co próbuje pomóc Duchowi w osiągnięciu rezultatu, jest sprzeczne z nauczaniem Nowego Testamentu86.   

Ta niechęć do emocjonalnej muzyki i tak zwanych „wstępów” do nabożeństwa wydaje się wskazywać na surowe i podejrzliwe podejście do emocji i muzyki, która może wzbudzać emocje u zwykłych ludzi. Coś takiego może wyglądać na hamowanie wolności zgromadzenia do wyrażania swojej radości w Duchu Świętym.

Czy muzyka nie może należeć do tej samej kategorii co czytanie dobrej książki, o czym Lloyd-Jones mówił, że jest całkowicie uzasadnioną pomocą we wzbudzaniu emocji, aby pragnąć więcej Ducha?87 Muzyka wydaje się być jeszcze bardziej uzasadniona, ponieważ nie tylko pomaga poruszyć święte pragnienia, lecz pomaga także prawdziwie uzewnętrznić pragnienia i miłość. Co więcej, muzyka wydaje się mieć bardziej biblijne uzasadnienie jako pomoc w poszukiwaniu pełni Boga w uwielbieniu (zob. Ef 5:19)88

  1. Wydawało się, że nie chce być zaangażowany w kultywowanie ruchu modlitewnego. Nie mam co do tego pewności, ale Murray odnotował naprawdę zaskakujące spostrzeżenie: „W 1959 r. kilka osób głęboko zainteresowanych przebudzeniem zorganizowało całonocne spotkanie modlitewne i oczekiwało wsparcia ze strony Lloyda-Jonesa. Nie otrzymali go”89. A jednak był znany z tego, że modlił się z niektórymi przez dłuższy czas90. Czy naprawdę żył zgodnie ze swoją zasadą, że jedyną rzeczą, którą można gorliwie i pracowicie czynić, aby szukać przebudzenia, jest modlić się o nie?
  2. Czy kiedykolwiek przyjął słowa z 1 Listu do Koryntian 14:1? „Dążcie do miłości, starajcie się też usilnie o dary duchowe, a najbardziej o to, żeby prorokować”. Jak to pogodzić z poniższym stwierdzeniem?

    Zawsze słusznym jest szukanie pełni Ducha — jesteśmy do tego namawiani. Ale dary Ducha należy pozostawić w rękach samego Ducha Świętego91.          

Pierwszy List do Koryntian 14:1 wyraźnie mówi, aby szukać nie tylko pełni Ducha w sensie ogólnym, ale w sposób szczególny darów Ducha. Zdanie Lloyda-Jonesa wydaje się temu przeczyć. Czy tego rodzaju postawa wobec darów nie była tłumieniem manifestacji mocy? I ponownie mówi:

Nie powinniśmy szukać zjawisk i dziwnych doświadczeń. Tym, o co powinniśmy zabiegać, jest objawienie Bożej chwały, Jego mocy i Jego potęgi. […]  Musimy pozostawić to Bogu, aby w swojej suwerennej mądrości zdecydował, czy udzieli tych okazjonalnych towarzyszących, czy też nie92.

Na pewno ma rację, że nie wolno nam zajmować się zewnętrznymi przejawami — takimi jak uzdrowienie ciała, a jednocześnie zaniedbywać życie duchowe. Ale czy apostołowie mogli modlić się bez wyrażania swojej tęsknoty za znakami i cudami, które okazały się tak pomocne w poświadczaniu słowa łaski (Dz 14:3; Hbr 2:4)? Czy w Dziejach Apostolskich 4:30 nie modlili się o to, żeby Bóg czynił znaki i cuda, a szczególnie, żeby wyciągnął swoją rękę, aby uzdrawiać? A sam Lloyd-Jones pisze, że te zjawiska są niezwykle ważne i potrzebne.

Czy nie jest jasne i oczywiste, że w ten, sposób, poprzez niezwykłe zjawiska, Bóg zwraca uwagę na siebie i na swoje dzieło? Nic tak nie przyciąga uwagi, jak właśnie te zjawiska, a Bóg wykorzystuje je w rozszerzaniu swego królestwa, by przyciągnąć uwagę ludzi93

Z pewnością w świetle 1 Listu do Koryntian 14:1 i Dziejów Apostolskich 4:30 oraz oceny darów i zjawisk Ducha dokonanej przez Lloyda-Jonesa, odpowiedzią nie jest porzucenie modlitwy o znaki i cuda, ale nadanie jej właściwej motywacji94 i ustawienie jej we właściwej równowadze z innymi ważnymi naukami Pisma Świętego. 

Ta równowaga i motyw zostały w sposób uczciwy wyrażone w jednym z jego najpiękniejszych końcowych zachęt, czym zamknę ten rozdział:

Postanówmy razem prosić Go, błagać Go, aby uczynił to ponownie. Nie dla naszego doświadczenia lub ekscytacji, ale żeby Jego mocna ręka stała się znana a Jego wielkie imię zostało uwielbione i wywyższone pośród ludzi95

Przypisy

  1. Iain H. Murray, David Martyn Lloyd-Jones: The Fight of Faith, 1939–1981 (Edinburgh: Banner of Truth, 1990), 373.
  2. Martyn Lloyd-Jones, Preaching and Preachers (Grand Rapids, MI: Zondervan, 1971), 9. Polskie wydanie: Kazania i kaznodzieje, Legatio, Włocławek 2002.
  3. Christopher Catherwood, Five Evangelical Leaders (Wheaton, IL: Harold Shaw, 1985), 55.
  4. Lloyd-Jones, Preaching and Preachers, 4.
  5. Catherwood, Five Evangelical Leaders, 170.
  6. J.I. Packer, „Introduction: Why Preach?” w The Preacher and Preaching, ed. Samuel T. Logan Jr. (Phillipsburg, NJ: P & R, 1986), 7. W ten sposób Packer opisuje zasięg wpływu Lloyda-Jonesa.
  7. Catherwood, Five Evangelical Leaders, 71.
  8. Ibid., 56.
  9. Ibid., 66; Martyn Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit: Discerning His Gifts (Wheaton, IL: Harold Shaw, 1986), 11.
  10. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 55–57.
  11. Korzystałem z dwutomowej biografii Iana Murraya, kazań Lloyda-Jonesa na temat przebudzenia z roku 1959 opublikowanych przez Crossway w 1987 r. pod tytułem Revival, oraz dwóch najbardziej kontrowersyjnych książek Joy Unspeakable i The Sovereign Spirit, zawierających 24 kazania wygłoszone pomiędzy 15 listopada 1964, a 6 czerwca 1965, wydanych przez Harold Shaw w 1984 i 1985 r. Krótsze podsumowanie życia Lloyda-Jonesa napisane przez jego wnuka Christophera Catherwooda można znaleźć w Five Evangelical Leaders.
  12. Martyn Lloyd-Jones, Revival (Wheaton, IL: Crossway, 1987), 111–12.
  13. Murray, The Fight of Faith, 385.
  14. Podkreśla (1) poprzestawanie na ortodoksji i zaniedbywanie prawdziwego życia duchowego; (2) przesadną koncentrację na apologetyce w odpowiedzi na modernizm; (3) niechęć do emocji i przesadną reakcję na pentekostalizm; (4) niezrozumienie purytańskiego nacisku na indywidualizm duszy, i (5) pomieszanie przebudzenia (jako suwerennego dzieła Boga) i krucjat ewangelizacyjnych (organizowanych przez człowieka, czego doskonałym przykładem jest Charles Finney). Ibid., 385.
  15. Ibid., 386.
  16. Ibid.
  17. Ibid., 691.
  18. Martyn Lloyd-Jones, Joy Unspeakable: Power & Renewal in the Holy Spirit (Wheaton, IL: Harold Shaw, 1984), 21, 23. Opowiada także historie ludzi, którzy opisują szczególne przeżycie po nawróceniu, które odpowiada chrztowi mocy i niezwykłej pewności. Na przykład: John Flavel, Jonathan Edwards i Dwight Moody (ibid., 79–80), John Wesley (ibid., 62–63), John Howe i William Guthrie (ibid., 103–5), Pascal (ibid., 105–6) i Tomasz z Akwinu (ibid., 113).
  19. „Chrzest w Duchu Świętym zawsze jest czymś jasnym i niewątpliwym, czymś, co może zostać rozpoznane przez osobę, która tego doświadcza i przez tych, którzy na tę osobę patrzą… Żaden człowiek nie jest w stanie ci powiedzieć kiedy został odrodzony. Wszyscy się z tym zgodzą, że odrodzenie pozbawione jest tego zewnętrznego elementu doświadczenia”, Ibid., 52.
  20. Ibid., 141.
  21. Ibid., 39.
  22. Ibid., 38.
  23. Ibid., 41.
  24. Ibid., 97.
  25. Ibid., 89–90.
  26. „Jestem pewien, że zewnętrzny świat nie będzie się zbytnio interesował tym wszystkim, co zorganizuje chrześcijański kościół. Jedyne na co zwróci uwagę to ciało złożone z ludzi wypełnionych duchem radości. Tak właśnie chrześcijaństwo zdobyło starożytny świat”, Ibid., 102.
  27. Ibid., 90.
  28. Ibid., 95–96.
  29. Ibid., 87.
  30. Ibid., 51.
  31. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 25.
  32. Ibid., 25.
  33. Murray, The Fight of Faith, 384.
  34. Lloyd-Jones, Joy Unspeakable, 278.
  35. Lloyd-Jones, Revival, 121–22.
  36. Ibid., 120.
  37. Lloyd-Jones, Joy Unspeakable, 84. Zob. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 17, 35, 120.
  38. John Wimber (1934-1997) był głównym liderem tzw. trzeciej fali pentekostalnego/charyzmatycznego przebudzenia. Pierwsza fala to pentekostalizm pochodzący z przebudzenia Azusa Street w 1906 r. Druga fala to charyzmatyczne przebudzenie pośród kościołów w latach 60. XX w. Trzecia fala to ponowne odkrycie nadnaturalnych darów Ducha z niewielkim lub żadnym naciskiem na mówienie językami. Trzecia fala wywarła wpływ na tradycyjne kościoły łatwiej niż poprzednie dwie fale. Wimber był założycielem Vineyard Movement, który powielał etos trzeciej fali.
  39. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 24.
  40. Ibid., 26. Cytuje J 14, 12 jako Jezusowe proroctwo przepowiedziane przez Joela. Cuda Jezusa „nie były tylko aktami dobroci. Głównym ich powodem było to, że miały być ‘znakami’ potwierdzającymi to, kim był”. Chodzi więc o to, że jeśli wierzący czynią znaki, dzieje się z nimi to samo.
  41. Ibid., 46.
  42. Ibid., 120, podkreślenie dodane. Dary są tylko „jednym ze sposobów”, w jaki chrzest w Duchu Świętym daje moc do świadczenia. „Możliwe jest, że ktoś zostanie ochrzczony w Duchu Świętym i nie otrzyma tych szczególnych darów”, Ibid., 121.
  43. Zwróć uwagę na późniejszą niechęć Lloyda-Jonesa do zachęcania wszystkich do szukania takich zjawisk.
  44. Murray, The Fight of Faith, 786. Zob. także Lloyd-Jones, Joy Unspeakable, 246.
  45. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 31–32.
  46. Ibid., 39.
  47. Ibid., 46.
  48. Ibid., 44–45. Zob. Alexander Smellie, Men of the Covenant (London: Andrew Melrose, 1905), 334–35, 384. Lloyd-Jones odnosi się również do Roberta Baxtera i Johna Welsha jako posiadających dar przepowiadania (Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 88).
  49. Murray, The Fight of Faith, 377.
  50. Ibid., 221.
  51. Ibid., 45. Opowiada o innym przypadku proroczej pewności co do przyszłości: podczas weekendu w niedzielę 11 maja 1941 roku, Lloyd-Jones miał głosić w Westminster Chapel wieczorem, nie rano. Tego ranka miał głosić w kaplicy Mansfield College w Oksfordzie. Wczesnym rankiem w niedzielę powiedziano mu, że cały Westminster został zrównany z ziemią przez niemiecki nalot bombowy i może zostać na noc w Oksfordzie. Z zadziwiającą pewnością powiedział, że będzie tam głosił kazanie tej nocy. Gdy dotarli na miejsce, pośród wielkich gruzów stała kaplica, wypadły tylko dwa okna. Ibid., 16–17.
  52. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 89–90.
  53. Lloyd-Jones, Joy Unspeakable, 243. Edward Payson otrzymał to błogosławieństwo na łożu śmierci, chociaż zabiegał o nie całe swoje życie. Innym ciekawym przykładem jest przypadek Davida Morgana. „Było to sto lat temu w Północnej Irlandii i Walii. Wspomniałem o człowieku imieniem David Morgana, zwyczajnym pastorze, który po prostu robił swoje. Nikt o nim nie słyszał. Nie zrobił nic godnego uwagi. I nagle spłynęła na niego ta moc i przez następne dwa lata głosił jak lew. Potem moc odeszła i David Morgan był taki jak kiedyś”. Lloyd-Jones, Revival, 114.
  54. Murray, The Fight of Faith, 687.
  55. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 153.
  56. Lloyd-Jones, Joy Unspeakable, 77–78. Ilustruje to przykładem Piotra i Jana uzdrawiających człowieka w świątyni w 3 rozdziale Dziejów Apostolskich (którego bez wątpienia mijali wcześniej wiele razy), także wizytą Pawła w Filippi: „Jeśli Paweł stale posiadał władzę egzorcyzmowania, dlaczego nie zajął się nią pierwszego dnia?”, Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 155. Odnosi się to do wszystkich darów, włączywszy w to mówienie językami: „Dlatego nie jest to coś, co człowiek może robić kiedy tylko chce”. Ibid., 156.
  57. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 53. Lloyd-Jones twierdzi, że błędem jest “mieszanie chrztu w Duchu Świętym z okazjonalnie pojawiającymi się darami Ducha”. Ibid., 117.
  58. Ibid., 152.
  59. Ma świadomość, że w 1 Liście do Koryntian celem darów jest budowanie ciała Chrystusa. Mówi jednak: „Popatrzcie na kolejność. Wszystko musi się rozpocząć w kościele, który następnie jest upoważniony do odważnego świadczenia i wydawania świadectwa o Panu. Duch Święty nie jest dany po to, żebyśmy mieli cudowne doświadczenie albo fantastyczne wrażenia, albo by rozwiązywać za nas problemy psychologiczne i inne. To oczywiście też jest dzieło Ducha, ale nie jest to główny cel. Głównym celem jest uczynienie Pana znanym”. Ibid., 130.
  60. Murray, The Fight of Faith, 693.
  61. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 129–30.
  62. Ibid., 106. Zob. ss. 111 i 113 dla sprawdzianu „Jezus jest Panem”.
  63. Lloyd-Jones, Joy Unspeakable, 137. Mówi jednak, że istnieje pośredni związek między chrztem Duchem Świętym a uświęceniem. W chrzcie w Duchu Świętym widzimy Pana wyraźniej i stajemy się bardziej pewni Jego realnej obecności i chwalebnej mocy. Ten widok Jego chwały zwykle funkcjonuje jak swego rodzaju wsparcie dla procesu uświęcenia. „Jego uświęcenie, wszystko, co go dotyczy, jest napędzane w najbardziej zdumiewający i zadziwiający sposób”. Ibid., 144.
  64. Ibid., 140.
  65. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 77–79.
  66. Ibid., 71. Zob. także 78.
  67. Ibid., 72.
  68. Ibid., 74. Zob. także ss. 151–58. „To jest chwała drogi Ducha Świętego — ponad zrozumieniem, a jednak zrozumienie może być nadal używane”. Ibid., 158.
  69. Ibid., 66. „W posługiwaniu się naszym rozumem w zakresie sprawdzania duchów musimy wiedzieć, że nie wystarczy powiedzieć, że ktoś kocha Chrystusa bardziej z powodu doświadczenia. Trzeba dalej sprawdzać ich zachowanie i doktrynę na podstawie Pisma Świętego”. Ibid., 116.
  70. Ibid., 83.
  71. Lloyd-Jones, Joy Unspeakable, 206.
  72. Ibid., 18. Czasami ci bojaźliwi ludzie będą próbowali utrudniać pracę Duchowi Świętemu, oskarżając innych o to, że są podzieleni i pyszni. Lloyd-Jones twierdzi, że jest to sposób odpowiedzi formalistów na działanie Ducha Bożego. W istocie nie przeszkadza to rzeczywistemu dziełu Boga, Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 46–47.
  73. Zob. przypis 38.
  74. Lloyd-Jones, Joy Unspeakable, 139.
  75. Ibid., 247. To także zawiera w sobie działania zwiększające pragnienie chrztu w Duchu. Szczególnie podkreśla lekturę (ibid., 228). Nie jest za tym, by wkładać ręce na kogoś w celu przyjęcia darów, mimo przykładu Ananiasza i Samarytan, etc. Ibid., 188–89.
  76. Ibid., 231. „Jeśli jesteś w tej sytuacji poszukiwania, nie rozpaczaj ani nie zniechęcaj się, to On stworzył w tobie to pragnienie, a On jest kochającym Bogiem, który z ciebie nie kpi. Jeśli masz pragnienie, daj Mu się poprowadzić. Bądź cierpliwy. Gorliwy i cierpliwy jednocześnie. Gdy już cię pociągnie, to poprowadzi cię do samego błogosławieństwa i chwały, jaka temu towarzyszy”.
  77. Ibid., 210.
  78. Ibid., 220. Dodaje, „Niebezpieczne jest wtedy, gdy ma się moc bez przygotowanego serca; nie mamy prawa oczekiwać, że Duch da nam moc, jeśli nam w tym nie zaufa”. Zauważ, on nie mówi tu o tym, że Duch nie da tej mocy niedojrzałym, czy nawet nieuświęconym ludziom. Wspomniał już, gdy zajmował się tematem uświęcenia, że Duch zrobił coś takiego w Koryncie. Można się zastanawiać, czy ta sama zasada może mieć zastosowanie do stopnia prawdziwej doktrynalnej głębi w zborze. Czy moglibyśmy powiedzieć, że błędne myślenie i płytka doktryna nie dają podstaw do oczekiwania błogosławieństwa chrztu Duchem Świętym, ponieważ jest On Duchem prawdy? A może, ponieważ jest on wolny, to nie wyklucza to tego błogosławieństwa. Przecież takie błogosławieństwo może być dane po to, żeby pobudzić kongregację do głębszego wejścia w Pismo, a następnie wycofane, gdy stanie się ona bardziej zainteresowana zjawiskami, niż chwałą Boga zawartą w ewangelii. Zobacz wyżej punkt 6 w omówieniu ostrzeżeń Lloyda-Jonesa dotyczących ruchu charyzmatycznego.
  79. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 50.
  80. Murray, The Fight of Faith, 694–95.
  81. Ibid., 693.
  82. Ibid., 253.
  83. Wydaje się, że kaplica nie doświadczyła znaczącego wzrostu. Liczba członków wynosiła 828 w 1967 roku. Ibid., 543.
  84. Ibid., 707.
  85. Catherwood, Five Evangelical Leaders, 72.
  86. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 137.
  87. Lloyd-Jones, Joy Unspeakable, 228.
  88. Lloyd-Jones, Preaching and Preachers, 183. Odnosząc się do życia kaznodziei, mówi: „Muzyka nie pomaga każdemu, ale bardzo pomaga niektórym ludziom; i na szczęście jestem jednym z nich. […] Wszystko, co pomaga poczuć się dobrze, wprawia w dobry nastrój i stan, wszystko, co sprawia przyjemność albo uwalnia od napięć i relaksuje cię, ma w sobie nieocenioną wartość. Muzyka daje to niektórym w niezwykły sposób”.
  89. Murray, The Fight of Faith, 384.
  90. Ibid., 372.
  91. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 48.
  92. Lloyd-Jones, Revival, 147.
  93. Ibid., 145.
  94. „Dlaczego pragniemy tych darów? […] Naszą motywacją powinno być poznanie Go, abyśmy mogli służyć ku Jego chwale i uwielbieniu”. Lloyd-Jones, The Sovereign Spirit, 132.
  95. Lloyd-Jones, Revival, 117.
Udostępnij!
    Dołącz!
    Wpisz swój e-mail, aby co dwa tygodnie otrzymywać najnowsze materiały EWC.