Biografia J.C. Ryle

Szczery i męski pan Ryle

Znaczenie męskiej służby

Zajmując się życiem i służbą Johna Charlesa Ryle’a, mam nadzieję wyjaśnić i wyrazić uznanie dla tego, co rozumiem przez wartość męskiej służby. Zanim jednak przejdziemy do „szczerego i męskiego pana Ryle’a”, pozwolę sobie kilka wyjaśniających komentarzy opartych na Biblii.

Bóg objawił się nam w Biblii wszędzie jako Król, a nie Królowa, i jako Ojciec, a nie Matka. Druga osoba Trójcy jest objawiona jako odwieczny Syn. Ojciec i Syn stworzyli mężczyznę i kobietę na swój obraz i dali im obojgu imię mężczyzny, Adam (Rdz 5:2). Bóg ustanawia mężczyzn kapłanami w Izraelu. Syn Boży przychodzi na świat jako mężczyzna, nie jako kobieta. Wybiera dwunastu mężczyzn, aby byli Jego apostołami. Apostołowie mówią kościołom, że wszyscy nadzorcy — pastorzy/starsi, którzy nauczają i sprawują władzę (1 Tm 2:12) — powinni być mężczyznami; a w domu mąż powinien być głową, na której spoczywa szczególna odpowiedzialność za prowadzenie, ochronę i opiekę (Ef 5:22-33). 

Męskie chrześcijaństwo

Z tego wszystkiego wyciągam wniosek, że Bóg nadał chrześcijaństwu męski charakter. A będąc Bogiem miłości, uczynił to dla pełnego rozkwitu mężczyzn i kobiet. Nie stworzył kobiety po to, by w męskim chrześcijaństwie marniała, była sfrustrowana lub w jakikolwiek sposób cierpiała, lub nie osiągała pełnej i trwałej radości. Ona tak samo jest dziedziczką łaski żywota (1 P 3:7). Z tego wnioskuję, że najpełniejszy rozkwit kobiet i mężczyzn ma miejsce w kościołach i rodzinach, w których chrześcijaństwo ma ten Boży, męski charakter. Przez wzgląd na chwałę kobiet oraz bezpieczeństwo i radość dzieci, Bóg uczynił chrześcijaństwo męskim. Bóg ustanowił męską służbę w kościele.

I oczywiście jest to narażone na poważne nieporozumienia i nadużycia, ponieważ istnieją poglądy na męskość, które sprawiłyby, że taka wizja byłaby odrażająca. Oto co dokładniej mam na myśli. Słowa są zawsze niewystarczające do opisania piękna. Piękno rozkwita najlepiej, gdy jest postrzegane przez instynkty otrzymane od Boga, a nie przez racjonalne definicje. Ale musimy spróbować. Tym, co rozumiem przez „męskie chrześcijaństwo” lub „męską służbę”, albo „chrześcijaństwo mające męski charakter” jest następujące: 

Teologia, Kościół i misja są naznaczone nadrzędnym bogobojnym męskim przywództwem w duchu Chrystusa, z etosem pełnej czułości siły, skruszonej odwagi, podejmującej ryzyko decyzyjności i gotowości do poświęcenia w imię prowadzenia, ochrony i zaopatrywania społeczności — wszystko to jest możliwe tylko dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. To odczuwanie wielkiego, majestatycznego Boga, który poprzez swoje odkupieńcze dzieło w Jezusie Chrystusie skłania mężczyzn do podejmowania pokornej, wywyższającej Chrystusa inicjatywy, a kobiety do towarzyszenia mężczyznom z radosnym wsparciem, inteligentną pomocą i owocnym partnerstwem w tym dziele. 

Wierzę, że możemy mówić o dziesiątkach wspaniałych i cennych korzyści, które są udziałem kościoła i rodziny, która ma taki męski charakter. Niektóre z nich wyłonią się, gdy będziemy rozważać ten rozdział: „«Szczery i męski pan Ryle» Znaczenie męskiej służby”. 

Początek jego życia

John Charles Ryle urodził się 10 maja 1816 roku niedaleko Macclesfield w hrabstwie Cheshire, w Anglii. Jego rodzice byli nominalnymi członkami Kościoła Anglii, którzy nie interesowali się żywą religią i nigdy nie przyjęli ewangelicznej wiary Ryle’a — którą przyjął, gdy miał dwadzieścia jeden lat. 

W wieku ośmiu lat został wysłany na trzy lata do szkoły z internatem, o której, gdy miał pięćdziesiąt osiem lat, powiedział: „Mam całkowitą pewność, że w tej prywatnej szkole poznałem więcej moralnego zła niż przez całe moje późniejsze życie”. Ale opuścił ją z „dość dobrze ugruntowaną znajomością łaciny i greki”.

Miesiąc później, mając jedenaście lat, został wysłany do Eton, elitarnej szkoły przygotowawczej założonej w 1440 roku, i pozostał tam prawie siedem lat, aż do osiemnastego roku życia. „Religia” — jak mówi — „była na bardzo niskim poziomie, większość chłopców wiedziała o wiele więcej o pogańskich bóstwach niż o Jezusie Chrystusie. […] W niedziele nie działo się nic, co mogłoby przynieść nam jakiś pożytek; kazania były godne pogardy”.

Kapitan drużyny krykieta

Ostatni rok był jego najszczęśliwszym, a powodem tego wydaje się być to, że John został kapitanem Cricket XI — gry, która kochał i której był wierny całe swoje życie. W ostatnim roku nauki w Eton stał się bardzo znany i wpływowy wśród uczniów: „Byłem ambitny i lubiłem mieć wpływy, zdobyłem władzę i byłem tego świadomy”.

Patrzył wstecz na swoje doświadczenia związane z krykietem z niesamowitym uznaniem dla tego, czego ta gra nauczyła go o przywództwie:

Wierzę, że dało mi to zdolność dowodzenia, zarządzania, organizowania i kierowania, dostrzegania ludzkich możliwości i wykorzystywania każdego człowieka na stanowisku, do którego najlepiej się nadaje, znoszenia różnych okoliczności i wyrozumiałości, utrzymywania ludzi wokół mnie w dobrym nastroju, co okazało się nieskończenie przydatne .

Był na dobrej drodze, by stać się silną i wpływową postacią. 

Trzy lata w Oksfordzie 

W październiku 1834 roku został studentem Christ Church w Oksfordzie, gdzie pozostał dokładnie trzy lata, aż do ukończenia dwudziestu jeden lat. Zdobył stypendium Craven University Scholarship, a pod koniec trzeciego roku uzyskał wyróżnienie w dziedzinie filologii klasycznej. Ale pomimo swoich osiągnięć, powiedział: 

Bardzo nie lubiłem Oksfordu z wielu powodów. […] Nic nie brzydziło mnie tak bardzo, jak żałosne bałwochwalstwo pieniądza i arystokratycznych koneksji. Nigdy nie widziałem takiej ilości pochlebstw oraz faworyzowania bogactwa i tytułów, jaką widziałem wśród studentów w Oksfordzie. 

Później, z perspektywy osoby wierzącej, napisał: „W Oksfordzie było niewiele lepiej [niż w Eton]. Nikt nie troszczył się o nasze dusze, traktowano nas jak pogan”.

Aż do dwudziestego pierwszego roku życia, jak mówi Ryle: „Nie wyznawałem żadnej prawdziwej religii. […] Z pewnością nie odmówiłem żadnej modlitwy ani nie przeczytałem żadnego słowa z Biblii od czasu, gdy miałem 7 lat do czasu, gdy miałem 21 lat. […] Dom mojego ojca był porządny i dobrze prowadzony, ale tak naprawdę nie było w nim ani odrobiny [prawdziwej] religii”.

Jego nawrócenie

Wszystko miało się jednak diametralnie zmienić.

Pod koniec 1837 roku [zaraz po studiach w Oksfordzie] mój charakter przeszedł gruntowną i całkowitą przemianę, będącą konsekwencją całkowitej zmiany mojego poglądu na religię. […] Zmiana ta była […] przeogromna i od tamtej pora miała […] olbrzymi wpływ na całe moje życie.

Przynajmniej trzy rzeczy przyczyniły się do tej przemiany. Pierwszą była ciężka choroba, która przykuła go do łóżka. „Był to czas” — jak pisał — „w którym, co dobrze pamiętam, zacząłem czytać Biblię i modlić się”.

Następnie w jego rodzinnym mieście Macclesfield rozpoczęła się nowa służba ewangeliczna. Do tego czasu, jak mówi, „nie było posługi ewangelii w kościele, do którego chodziliśmy. W Macclesfield […] były tylko dwa kościoły i w żadnym z nich nie głoszono ewangelii”. Ale wtedy otwarto nowy kościół, w którym zaczęto głosić ewangelię, a Ryle był na tyle przekorny, że zainteresował się tym kościołem, podczas gdy inni go krytykowali.

Nastąpiło swego rodzaju poruszenie wśród suchych kości i wielkie oburzenie przeciwko członkom tego nowego kościoła. Działało to na moją korzyść. Moja naturalna niezależność, wojownicze nastawienie i miłość do mniejszości oraz głęboka niechęć do płynięcia z prądem sprawiły, że pomyślałem, że ci nowi ewangeliczni kaznodzieje, z których tak bardzo szydzono i których tak nie lubiano, prawdopodobnie mieli rację.

Trzecim czynnikiem były dobre książki ewangeliczne, które trafiły w jego ręce. Wspomina Practical view of Christianity Wilberforce’a, Christian Professor Angela Jamesa, Reply to Bishop Tomline Scotta, Cardiphonia Newtona, Church History Milnera czy Christian Student Bickerstetha. 

Bóg więc posłużył się chorobą Ryle’a, kaznodzieją i książkami ewangelicznymi; na początku 1938 r. Ryle mówi: „Rozpocząłem życie jako chrześcijanin i wkroczyłem na drogę, z której jak sądzę, nigdy nie zszedłem”.

Ryle mówi nam jakie prawdy w tych dniach umieścił w jego duszy Duch Święty:

Nic […] nie wydawało mi się tak jasne i wyraźne, jak moja własna grzeszność, drogocenność Chrystusa, wartość Biblii, absolutna konieczność porzucenia świata, potrzeba narodzenia się na nowo, ogromna głupota całej doktryny odrodzenia przez chrzest. Wszystkie te rzeczy, powtarzam, wydały mi się błysnąć jak promień słońca zimą 1837 roku i utkwiły w moim umyśle od tamtego czasu aż do teraz.

Ludzie mogą tłumaczyć taką zmianę, jak im się podoba, ja sam wierzę, że nie ma innego racjonalnego wytłumaczenia, oprócz tego, które podaje Biblia; było to coś, co Biblia nazywa „nawróceniem” albo „odrodzeniem Przed tym wydarzeniem byłem martwy w grzechach i na prostej drodze do piekła, a od tego momentu stałem się żywy i zyskałem nadzieję na niebo. Według mnie nic nie może tego wyjaśnić poza wolną, suwerenną łaską Boga. Była to największa zmiana, największe wydarzenie mojego życia, które miało wpływ na całą moją dalszą historię.  

Bankructwo, którego nigdy nie zapomniał

Przez następne trzy i pół roku głównie pracował w banku, którego właścicielem był jego ojciec. W czerwcu 1841 roku, gdy miał dwadzieścia pięć lat, nadeszła katastrofa. Jego ojciec stracił wszystko w wyniku bankructwa. Ryle opisuje to wydarzenie jako tak traumatyczne, że „gdybym nie był wtedy chrześcijaninem, nie wiem, czy nie popełniłbym samobójstwa”. 

„Każdy akr ziemi i każdy pens należący do mojego ojca został przeznaczony na spłatę żądań wierzycieli. […] Pewnego letniego poranka wstaliśmy, jak zwykle mając przed sobą otwarty cały świat, a poszliśmy spać jako ludzie kompletnie zrujnowani”. Jego własne świadectwo o wpływie tej katastrofy na jego życie jest niezwykłe. 

Tylko Bóg wie jak wielki ciężar obciążył moje serce. […] Jestem całkowicie pewny, że zadało to ranę mojemu ciału i umysłowi, której skutki odczuwam najdotkliwiej w chwili obecnej [pisze to w 1873 roku, trzydzieści dwa lata później] i będę odczuwał, choćbym i dożył stu lat. Zakładanie, że ludzie czegoś nie odczuwają, ponieważ nie krzyczą, nie wrzeszczą i nie lamentują, jest zwykłym brakiem rozsądku. […] Nie sądzę, aby przez ostatnie trzydzieści dwa lata mojego życia był choć jeden dzień, w którym nie pamiętałbym o tym […] upokorzeniu.

Mimo wszystko Ryle wierzył w suwerenność Boga i zdawał sobie sprawę z tego, że wydarzenie to miało decydujący wpływ na to, kim się stał.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że to wszystko stało się dla mojego dobra. Gdyby […] nigdy nie spotkało mnie bankructwo, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Być może zabiegałbym o to, aby stać się członkiem Parlamentu. […] Zapewne nie zostałbym duchownym, nie wygłaszałbym kazań, nie napisałbym traktatów, czy książek. Możliwe, że stałbym się duchowym wrakiem. Nie chcę więc powiedzieć, że chciałbym, żeby wszystko potoczyło się inaczej, niż się potoczyło. 

No tak, ale co zrobić teraz? Nie miał pojęcia. „Plany dotyczące mojego życia legły w gruzach, gdy miałem dwadzieścia pięć lat. […] Zamierzałem opuścić dom mojego ojca, nie mając najmniejszego pojęcia, co się stanie, gdzie będę mieszkał i co będę robił”. 

Niechętne podjęcie posługi

Proboszcz parafii w Fawley, wielebny Gibson, wiedział o nawróceniu Ryle’a i jego zdolnościach przywódczych i poprosił go, by został wikarym w Exbury. Był to dziwny sposób na rozpoczęcie posługi, w której miał stać się najważniejszym ewangelicznym rzecznikiem Kościoła Anglii w swoich czasach.

Nigdy nie było we mnie jakiegoś szczególnego pragnienia bycia duchownym, a ci, którzy sądzili, że moja wola i naturalne upodobania zostały przez to zaspokojone, całkowicie się mylili. Zostałem duchownym, ponieważ czułem się do tego zmuszony i nie widziałem innej drogi życiowej dla siebie. 

Rodzicom nie podobał się ten pomysł, ale nie byli w stanie zasugerować nic lepszego, więc przyjął propozycję „z bardzo ciężkim sercem” i został ordynowany przez biskupa Winchester w grudniu 1841 roku. 

Był lubiany przez ludzi. „Myślę, że zrobiliby dla mnie wszystko” — mówi, chociaż „ogólnie rzecz biorąc […] sądzę, że byłem uważany za entuzjastycznego, fanatycznego szaleńca, którego większość ludzi się bała”. Każdej niedzieli przygotowywał dwa spisane kazania, w środy i czwartki mówił z głowy, co tydzień odwiedzał sześćdziesiąt rodzin, a podczas wybuchu epidemii szkarlatyny, jak mówi: „Ocaliłem wiele istnień ludzkich […] dostarczając im dużej ilości bulionu wołowego sporządzonego na bazie skoncentrowanej esencji i nalegając, aby go przełknęli, dopóki ich gardła były otwarte”. 

Wkrótce, w niedziele, zbór był wypełniony ludźmi. Jednak po dwóch latach (w listopadzie 1843 r.) zrezygnował ze stanowiska z powodów zdrowotnych. „Mój okręg całkowicie się ze mną nie zgadzał. […] Zaczęły się ciągłe bóle głowy, niestrawność i zaburzenia serca, które stały się moim utrapieniem i niepokoją mnie od tamtego czasu”. 

Siedemnaście lat w Helmingham

Po pięciomiesięcznej kuracji w Winchester zaakceptował propozycję objęcia funkcji rektora Helmingham, jakieś 140 kilometrów na północny wschód od Londynu, gdzie rozpoczął pracę w Wielkanoc 1844 r. Miał wtedy dwadzieścia osiem lat i wciąż nie miał żony. Do tej pory jego dochody nie były wystarczające, aby utrzymać żonę — był to jeden z powodów akceptacji tej nowej propozycji po zaledwie pięciu miesiącach w Winchester. W tym miejscu pozostał siedemnaście lat. 

W październiku 1844 pierwszym roku pracy ożenił się z Matildą Plumbpre. Miała dwadzieścia dwa lata, a on dwadzieścia osiem. Dziecko, Georgina, urodziło się w maju 1846 roku, a Matilda zmarła w czerwcu 1847 roku. Ryle ożenił się drugi raz w lutym 1849 roku z Jessie Walker, ale ich dziesięć wspólnych lat „było latami niezwykłych prób”. Jessie nigdy nie czuła się dobrze.

Pięć razy musiała zostać zatrzymana w Londynie na dwa miesiące, w związku z tym Ryle głosił kazania w przynajmniej sześćdziesięciu różnych kościołach w Londynie i stał się bardzo popularny ze względu na swoją siłę przekazu podczas kazań, na co odpowiedział: „Zawsze czułem, że popularność, jak ją nazywano, była bardzo bezwartościową i bardzo złą rzeczą dla duszy człowieka”.  

W ciągu dziesięciu lat ich małżeństwa Jessie urodziła czworo dzieci: Isabelle, Reginalda, Herberta i Arthura. W maju 1860 roku, po długiej walce z chorobą Brighta (przewlekłe zapalenie nerek — przyp. tłum.), zmarła. Przez ostatnie pięć lat Jessie nie była w stanie wykonywać zbyt wielu czynności, a kiedy zmarła, cały ciężar opieki nad pięciorgiem dzieci (najstarsze miało zaledwie trzynaście lat), ale zwłaszcza nad trzema małymi chłopcami, spadł na ich ojca.  

Jeśli chodzi o wakacje, odpoczynek czy relaks w ciągu roku, to nigdy nie zaznałem czegoś takiego; wszystkie wieczory musiałem spędzać na zabawianiu i organizowaniu czasu trzem małym chłopcom, wszystko to spoczywało na mnie. W rzeczywistości ten stan rzeczy był dla mnie dużym obciążeniem, zarówno dla ciała, jak i umysłu, i często zastanawiam się, jak udało mi się przez to przejść.    

Jego średni syn, Herbert, tak wspomina wczesne lata dzieciństwa spędzone z ojcem:

Był dla nas wszystkim — uczył nas gier, historii naturalnej, astronomii, nalegał, abyśmy nigdy nie byli bezczynni i starannie pielęgnował naszą miłość do książek. Dla nas, chłopców, był wyjątkowo pobłażliwy. Ponadto był tolerancyjny w stopniu mało rozpowszechnionym. Autorzy wywodzący się z Kościoła Wysokiego (High Church) szukali sposobu na to, by zniszczyć jego pozycję, obmawiając go. I chociaż różnił się ode mnie w wielu kwestiach, nigdy nie pozwolił, by cień różnicy pojawił się między nami w naszej bliskiej relacji. Odkąd poszedłem do szkoły, mając dziewięć i pół roku, nigdy nie usłyszałem od niego ostrego słowa. 

Niezależnie od tego czy Ryle był troskliwym ojcem, czy nie, żaden z jego synów nie pozostał wierny jego ewangelicznej wierze. Reginald został lekarzem i nie wyznawał wiary chrześcijańskiej. Arthur został artystą bez skłonności religijnych. Herbert został ordynowany w Kościele Anglii i ostatecznie został biskupem Winchester i dziekanem Westminster. Chociaż stał się liberalny w swojej teologii, między nim a ojcem pozostała więź uczuciowa.

Herbert, przeżywszy swoich braci, napisał: „Pozostałem ostatni z pięciorga, mając dwóch tak kochających braci, jakich niewielu kiedykolwiek miało — nigdy się nie kłóciliśmy, lecz zawsze okazywaliśmy sobie uczucie i zaufanie”. Gdy zmarł jego ojciec, napisał do przyjaciela: „I ja, dla którego podobanie się ojcu było silnym bodźcem, gdy byłem chłopcem i młodym mężczyzną, czuję teraz, jak bardzo wypełnił on obraz mojego życia”.

Dziewiętnaście lat w Stradbroke

Rok po śmierci Jessie, Ryle przyjął propozycję bycia wikarym w Stradbroke, około trzydzieści kilometrów na północ od Helmingham. Poprzednio przez siedemnaście lat służył w maleńkiej wiosce Helmingham, a teraz przez kolejne dziewiętnaście lat będzie służył w Stradbroke. W roku, w którym rozpoczął pracę w Stradbroke, ożenił się po raz trzeci, 24 października 1861 roku poślubił Henriettę Legh-Clowes. On miał wtedy czterdzieści pięć lat, ona trzydzieści sześć; i byli małżeństwem przez dwadzieścia osiem lat, aż do jej śmierci w 1889, jedenaście lat przed jego śmiercią w 1900 roku.

W ciągu trzydziestu sześciu lat posługi w wiejskich parafiach Helmingham i Stradbroke Ryle stawał się narodową postacią o dużym znaczeniu w Kościele Anglii. Nieustannie pisał i podróżował, aby przemawiać. „Był najbardziej znanym i respektowanym autorem i rzecznikiem ewangelicznego kierunku w latach siedemdziesiątych XIX wieku”. 

Podczas […] lat, które spędził w swoich dwóch parafiach Suffolk, był płodnym pisarzem, tworzącym traktaty ewangelizacyjne, komentarze z rozważaniami, relacje historyczne i biograficzne, prace na tematy doktrynalne i kontrowersyjne, artykuły na temat chrześcijaństwa i proroctw, wszystkie pisane bez skrępowania z punktu widzenia przekonanego ewangelickiego i protestanckiego duchownego. 

Praktycznie wszystkie książki i traktaty, które Ryle opublikował, zostały najpierw wygłoszone przez niego jako kazania lub wykłady. Wszystkie główne książki zostały opublikowane podczas jego pobytu w Stradbroke: Knots United (1874), która była jego najpopularniejszym dziełem za życia; Old Paths (1877); Holiness (1877, rozszerzona w 1879), która jest książką, z której jest dziś najbardziej znany; Practical Religion (1878), o której powiedział, że należałoby ją czytać razem z Holiness.

Jedną z największych ironii w życiu Ryle’a jest to, że ukończył studia z wyróżnieniem w dziedzinie filologii klasycznej w Oksfordzie, był nieustannym czytelnikiem starych i nowych dzieł teologicznych, zgromadził bibliotekę liczącą pięć tysięcy książek, a mimo to, w maleńkich wiejskich parafiach, stał się „księciem pisarzy traktatów”. „Traktaty” w tamtych czasach były niewielkimi książeczkami, w przypadku Ryle’a były to kazania sprzedawane po kilka pensów. Fakt, iż Ryle kładł tak wielki nacisk na publikowanie traktatów o treści praktycznej, odnoszącej się do życia chrześcijańskiego i życia kościoła pokazuje, jak gorliwy był w dążeniu do osobistej świętości i reformy kościoła. Pisząc i głosząc, był przede wszystkim pastorem, a „kiedy coś czytał”, jak zauważa J. I. Packer, „obok pytania «Czy to prawda?» zawsze pojawiało się w jego umyśle pytanie «Jaki to będzie miało wpływ na zwykłych ludzi?»”. 

W tym co pisał, był nie tylko pastorem, ale także mocno zakorzenionym anglikańskim duchownym z silnym przywiązaniem do Modlitewnika powszechnego oraz Trzydziestu dziewięciu artykułów. Miał wielkie serce i ogromny szacunek dla ludzi myślących inaczej i tych z zewnątrz, jak na przykład Charles Spurgeon, ale niezmiennie twierdził, że Kościół Anglii, odpowiednio zarządzany, był najlepszym kościołem na ziemi. „Stanowisko, które starałem się zajmować, od początku do końca, to stanowisko ewangelikalnego duchownego”. Jego pasją była reformacja i odnowa jego własnej denominacji, zgodnie z wielkimi biblijnymi zasadami Reformacji. 

Liverpool  

W wieku sześćdziesięciu czterech lat, po trzydziestu sześciu latach posługi w wiejskich parafiach, kiedy większość ludzi jest gotowa do przejścia na emeryturę, Ryle został powołany na urząd pierwszego biskupa miasta Liverpool. Przeniósł się więc z parafii liczących trzysta i tysiąc trzysta osób do miasta liczącego ponad siedemset tysięcy osób, mającego swoje miejskie problemy, z którymi on nigdy nie spotkał się twarzą w twarz. Służył w tym miejscu przez dwadzieścia lat, przestał to robić dwa miesiące przed swoją śmiercią, która nastąpiła 9 czerwca 1900 roku, miał wtedy osiemdziesiąt cztery lata.

Tutaj poświęcił się dla duchowego dobra miasta i podjął szereg inicjatyw, aby złagodzić niektóre z najgorszych problemów społecznych. „Za jego czasów w diecezji wybudowano 42 nowe kościoły. Liczba duchownych wzrosła o 146, a liczba konfirmacji prawie się podwoiła”. Książką zawierającą najwięcej szczegółów na temat jego wysiłków na rzecz ewangelii w Liverpoolu jest relacja Iana D. Farleya J.C Ryle: First Bishop of Liverpool

Na jego nagrobku znajdują się dwa wersety Pisma Świętego, które oddają dwa aspekty chrześcijańskiego życia, które zwiastował: walkę i dar. Pierwszy: „Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem” (2 Tm 4:7 BW). Drugi: „Albowiem łaską zbawieni jesteście, przez wiarę” (Ef 2:8).  

Osiem cech męskiej służby

Ze wszystkich pomocnych rzeczy, które można by powiedzieć o życiu i służbie J.C. Ryle’a skupię się na wartości męskiej posługi, którą próbowałem zdefiniować na początku tego tekstu. W 1868 roku arcybiskup McGee nazwał go „szczerym i męskim panem Ryle”. Mam nadzieję, że uda mi się zilustrować naturę tej „męskiej służby” albo inaczej „chrześcijaństwa mającego męski charakter” podając osiem cech służby, zaczerpniętymi z życia i posługi Ryle’a.

1. Męska służba uznaje, że bardziej odpowiednie jest, aby mężczyźni przyjmowali na siebie krytykę, która musi pojawić się w publicznej służbie, niż niepotrzebnie narażali kobiety na ten atak. 

Z tego powodu męska służba stawia mężczyzn na czele oddziału, to oni trzymają w rękach flagę i dmą w trąby, aby to oni, nie kobiety, przyjmowali pierwsze kule.

J.C. Ryle był bardzo kontrowersyjną postacią w brytyjskim ewangelikalizmie. Widział, jak liberalizm, obrzędowość i światowość trawią serce Kościoła Anglii, i zajmował tak wyraźne stanowisko przeciwko tym zjawiskom, że krytyka pod jego adresem była niekiedy brutalna. 

21 listopada 1885 roku gazeta Liverpool Review opublikowała tę ocenę:

Dr Ryle jest po prostu najbardziej katastrofalną klęską episkopatu, jaka kiedykolwiek dotknęła tę od dawna cierpiącą diecezję. […] Jest on niczym innym jak tylko polityczną skamieliną, którą w sposób nieprzemyślany wydobyto z jego wiejskiego mroku chyba tylko po to, żeby ośmieszyć episkopat. 

Dwa lata później, inna gazeta, Figaro (14 maja 1887), napisała: „Jego imię będzie cuchnęło w historii. […] Należy żałować, że kiedykolwiek został powołany na stanowisko, na którym wyrządził więcej zła niż Liberation Society i wszyscy ateiści razem wzięci”.

Nie chodzi w tym o to, że kobieta nie jest w stanie wytrzymać takich obelg. Bez wątpienia pobożna kobieta jest w stanie. Nie chodzi też o to, że kobiety nie są w stanie znieść krytyki. Chodzi o to, że bogobojni mężczyźni wolą brać ją na siebie, zamiast je na nią narażać.  

Odwaga w trakcie walki, szczególnie ostrej i bolesnej walki, czy to z bronią w ręku, czy słowami, nie jest czymś, czego kobieta nie może ćwiczyć, ani nawet czymś, czego nie powinna ćwiczyć w pewnych okolicznościach. Powodem, dla którego nazywamy taką odwagę „męską”, nie jest to, że kobieta nie może jej wykazać, ale to, że czujemy satysfakcję i radość, gdy mężczyzna z odwagą ryzykuje swoim życiem albo karierą — ale powinniśmy czuć się niezręcznie, gdy kobieta jest wypychana do wypełnienia tej roli przypadającej mężczyznom. Może być w stanie to zrobić i możemy podziwiać ją za to, że to robi, jeśli to konieczne. Chcielibyśmy jednak, aby mężczyźni byli na tyle liczni, silni i odważni, aby kobiety mogły cieszyć się mężczyznami, a nie zajmować ich miejsce. 

2. Męska służba odwołuje się do całościowo pojętej doktryny biblijnej, mając za cel nauczanie jej w kościele i odważne wprowadzanie jej w życie ludzi. 

Poza rosnącym liberalizmem, obrzędowością i światowością, które obserwował w kościele, Ryle dostrzegał również porażkę w temacie doktrynalnej odwagi — porażkę, która nie powinna przytrafić się mężczyznom. Niechęć do dogmatów, jak pisał:

to epidemia, która właśnie teraz wyrządza ogromne szkody, zwłaszcza wśród młodych ludzi. […] Powoduje ona coś, co zaryzykuję nazwać […] chrześcijaństwem „galaretowatym” […] chrześcijaństwem bez kręgosłupa, mięśni i mocy. […] Niestety! Jest to rodzaj religijności spotykanej w tych czasach, dla której główną zasadą jest „brak dogmatów, brak wyraźnych reguł, brak stanowczej doktryny”. 

Mamy setki „galaretowatych” duchownych, którzy wydają się nie mieć nawet jednej kości w swoim życiu duchowym. Nie mają konkretnych poglądów […] tak bardzo boją się „skrajnych poglądów”, że nie mają żadnych poglądów. 

Każdego roku słyszymy tysiące „galaretowatych” kazań, kazań bez krawędzi, konkretnych punktów, gładkich jak kule bilardowe, które nie budzą grzeszników i nie budują świętych. […] 

A co najgorsze, mamy niezliczone rzesze „galaretowatych” wiernych — szanowanych ludzi, którzy tylko chodzą do kościoła, niemających wyraźnych i zdecydowanych poglądów na żaden temat teologiczny. Nie potrafią rozróżniać rzeczy, które się od siebie różnią, podobnie jak ludzie z daltonizmem nie są w stanie rozróżniać kolorów. […] Są „dziećmi miotanymi i unoszonymi każdym powiewem nauki”; […] zawsze gotowi na nowe rzeczy, ponieważ mocno nie uchwycili tych starych.

Ta niechęć wobec doktryny była podstawową przyczyną chorób kościoła, a lekarstwem na nie była męska afirmacja tego, co nazwał „wyraźnymi, stanowczymi doktrynami” zaczerpniętymi z Reformacji, od purytanów i gigantów osiemnastowiecznej Anglii.

Zwróćcie uwagę na to, co mówię. Jeśli chcesz czynić dobro w tych czasach, musisz odrzucić niezdecydowanie i przyjąć wyraźną, stanowczą, doktrynalną religię. […]

Zwycięstwa chrześcijaństwa, gdziekolwiek się pojawiały, były osiągane dzięki jasno określonej teologii doktrynalnej; dzięki mówieniu ludziom o zastępczej śmierci i ofierze Chrystusa; dzięki ukazywaniu im tego, że Chrystus cierpiał zamiast nas na krzyżu, i przelał za nas Jego drogocenną krew; dzięki nauczaniu ich o usprawiedliwieniu przez wiarę i wzywaniu do wiary w ukrzyżowanego Zbawiciela; dzięki nauczaniu o upadku przez grzech, odkupieniu przez Chrystusa, odrodzeniu przez Ducha; dzięki spoglądaniu na miedzianego węża; dzięki mówieniu ludziom, aby spojrzeli i żyli — uwierzyli, pokutowali i się nawrócili. […]

Pokażcie nam dzisiaj jakąkolwiek angielską wieś, parafię, miasteczko, miasto lub dzielnicę, która była ewangelizowana be „dogmatu”. […] Chrześcijaństwo pozbawione wyraźnej doktryny jest bezsilne. […] Nie ma dogmatów, nie ma owoców!

Celem nazwania tego braku doktrynalnej odwagi niemęską porażką nie jest to, że kobiety nie mogą pojąć i mocno trzymać się wielkich doktryn wiary. Mogą i powinny. Chodzi o to, że gdy fundamenty kościoła się kruszą, mężczyźni nie powinni siedzieć w miejscu i czekać, aż kobiety chwycą za narzędzia, cegły i zaprawę. Kobiety powinny oczekiwać, że ich mężczyźni staną na czele obrony murów i odbudowy ruin.

Celem twierdzenia, że lekarstwem na doktrynalną obojętność jest męska afirmacja „wyraźnych, stanowczych doktryn”, nie jest to, że kobiety nie mogą lub nie powinny dokonywać takich afirmacji. Chodzi o to, że mężczyźni nie powinni unikać długiej, ciężkiej i wymagającej skupienia pracy umysłowej. Mężczyźni powinni poczuwać się do szczególnej odpowiedzialności za życie, bezpieczeństwo i radość społeczności, które zależą od wprowadzenia tych „wyraźnych, stanowczych doktryn”. Nie chodzi o to, co kobiety są w stanie zrobić, ale o to, co mężczyźni powinni zrobić. J.C. Ryle nie czekał na nikogo. Sam wziął cegłę, zaprawę i kielnię i spędził całe swoje życie, odbudowując wyraźne krawędzie chwalebnie czystej prawdy, aby stworzyć miejsce, w którym mężczyźni i kobiety mogliby rozkwitać dzięki ewangelii.

3. Męska służba wydobywa bardziej wymagające aspekty chrześcijańskiego życia i naciska na nie w sumieniu kościoła z postawą zgodną z wytycznymi Pisma. 

Ryle jest dzisiaj najbardziej znany ze swojej twórczości dotyczącej świętości i uświęcenia. Czytając jego książkę na temat świętości, można odnieść przytłaczające wrażenie, że jest ona w większości pozbawiona sentymentów i wymagająca. Tym samym przypomina ona Nowy Testament, a zwłaszcza cztery Ewangelie. 

W przeciwieństwie do perfekcjonizmu i Keswickiego kwietyzmu jego czasów był nieugięty w podkreślaniu, że uświęcenie, w przeciwieństwie do usprawiedliwienia, jest procesem ciągłego zaangażowania woli. To zaangażowanie jest nieustanną wojną. Pyta:

Czy mądrze jest nauczać wierzących, że nie powinni za wiele myśleć o walce i zmaganiu się z grzechem, ale powinni raczej „poddać się Bogu” i stać się biernymi w rękach Chrystusa? Czy jest to zgodne ze Słowem Bożym? Wątpię.

„Prawdziwe chrześcijaństwo jest walką”. Cytuje 1 List do Tymoteusza 6:12; 2 List do Tymoteusza 2:3; List do Efezjan 6:11-13; Ewangelię Łukasza 13:24; Ewangelię Jana 6:27; Ewangelię Mateusza 10:34; Ewangelię Łukasza 22:36; 1 List do Koryntian 16:13; 1 List do Tymoteusza 1:18-19 i mówi:

Słowa takie jak te wydają mi się jasne, proste i jednoznaczne. Wszystkie one nauczają jednej i tej samej wielkiej lekcji. […] Prawdziwe chrześcijaństwo jest zmaganiem, walką i wojną.

„Prawdziwy chrześcijanin”, powiedział, „to ktoś, kto nie tylko zachowuje pokój sumienia, ale toczy także wewnętrzną wojnę”. I jest to prawdą na każdym etapie dojrzałości „Starzy, chorzy, umierający nigdy nie żałują, że walczyli w bitwach Chrystusowych przeciwko grzechowi”. Charakter, jaki nadaje chrześcijańskiemu życiu, to „życie żołnierza”. „Święta przemoc, konflikt, bój, walka, życie żołnierza, zmaganie się, są charakterystyczne dla prawdziwego chrześcijanina”. „Ten, kto chce zrozumieć naturę prawdziwej świętości, musi wiedzieć, że chrześcijanin jest «człowiekiem wojny»”.

Nie jest to oczywiście jedyny obraz chrześcijańskiego życia, ale jest on prawdziwy i znaczący. Ryle przedstawia go wyraźnie i w tonie, który pasuje do tego żołnierskiego tematu. Nie chodzi jednak o to, że kobiety nie mogą lub nie powinny walczyć z grzechem z taką samą determinacją jak mężczyźni. Nie chodzi też o to, że kobiety nie są w stanie dostrzec tych rzeczy w Piśmie Świętym, wyciągnąć ich na światło dzienne i skonfrontować ich z sumieniem. Są do tego w pełni zdolne. Chodzi raczej o to, że temat chrześcijańskiej walki i inne wymagające aspekty biblijnej teologii i życia powinny przyciągać mężczyzn w kościele, aby podjęli się ich w duchu wojownika chroniącego swoją rodzinę i „plemię”, zamiast oczekiwać, że kobiety przejmą ducha wojownika dla dobra kościoła. 

4. Męska służba podejmuje ciężkie i bolesne prawdy biblijne i przedstawia je tym, którzy być może nie chcą ich słuchać. 

Jedną z najcięższych i najbardziej bolesnych prawd biblijnych jest rzeczywistość piekła. Pobożną, pełną miłości i męską odpowiedzialnością przywódców kościoła jest to, żeby nie zniekształcać ani nie minimalizować wagi i grozy piekła. Ryle zmagał się z tym samym, co my. W 1855 roku wygłosił kazanie, które dwadzieścia cztery lata później zostało opublikowane w rozszerzonej edycji książki Holiness. Oto co powiedział: 

Czuję się zmuszony swobodnie wypowiadać się na temat piekła. […] Wierzę, że nadszedł czas, w którym obowiązkiem jest mówienie wprost o rzeczywistości i wieczności piekła. Ostatnio zalała nas fala fałszywych nauk. Ludzie zaczynają nam mówić „Bóg jest zbyt miłosierny, by skazywać dusze na wieczną karę — że istnieje miłość Boża, która sięga do głębokości piekła — i że wszyscy ludzie, bez względu na to, jak niegodziwi i bezbożni mogą być niektórzy z nich, prędzej czy później zostaną zbawieni”. […] Stoimy w obliczu czegoś, co nazywa się „łagodniejszą teologią”. […] Chcę zaprotestować przeciwko takiemu fałszywemu nauczaniu. Choć kontrowersja ta może być bolesna, smutna i przykra, nie wolno nam przymykać na nią oczu ani odmawiać zmierzenia się z tym tematem. Ja sam jestem zdecydowany utrzymać stare stanowisko i twierdzić, że piekło jest rzeczywiste i wieczne. 

Zwrócił uwaga na to, że nikt w Piśmie Świętym nie „posłużył się tak wieloma słowami, żeby wyrazić okropność piekła”, jak zrobił to Jezus. 

Piekło, ogień piekielny, potępienie piekielne, wieczne potępienie, zmartwychwstanie ku potępieniu, ogień wieczny, miejsce męki, zniszczenie, zewnętrzne ciemności, gdzie robak nie umiera, a ogień nie gaśnie, miejsce płaczu, zawodzenia i zgrzytania zębami, wieczna kara — tymi właśnie słowami posługuje się sam Pan Jezus Chrystus. 

Przyznał, że brzmi to strasznie. Zadał jednak pytanie: „Czy to jest biblijne?”. Jeśli tak, to nie możemy unikać tego tematu. „Osobom deklarującym się jako chrześcijanie należy często przypominać, że mogą być zgubieni i pójść do piekła”. 

Męska odwaga Ryle’a, który zmierzył się z ciężką i bolesną rzeczywistością i przedstawił ją ludziom, którzy być może wcale nie chcieli tego słuchać, nie była bezduszną odwagą. 

Bóg wie, że nigdy nie mówię o piekle bez bólu i smutku. Chętnie zaoferowałbym zbawienie płynące z ewangelii największemu z grzeszników. Z przyjemnością powiedziałbym najpodlejszemu i najbardziej rozwiązłemu z ludzi na łożu śmierci: „Pokutuj i uwierz w Jezusa, a będziesz zbawiony”.

Nie chodzi o to, że kobiety nie są w stanie znieść ciężaru lub bólu rzeczywistości piekła. Nie chodzi o to, że nie są w stanie przekazać tego tym, którzy nie chcą tego słuchać. Chodzi o to, że jednym ze znaków dojrzałego mężczyzny jest chęć oszczędzenia kobiecie tego obciążenia i jego kosztów. Podziwiamy kobiety za przyjęcie prawdy, podzielamy ich pragnienie troski i czułości oraz, jeśli możemy, powinniśmy, zamiast nich nieść płonące węgle ostatecznego potępienia. 

5. Męska służba zwiastuje prawdę Pisma Świętego, z pilnością, siłą i głębokim przekonaniem, zarówno światu, jak i podczas regularnych nabożeństw w kościele. 

Nie wszyscy kaznodzieje mają taką samą osobowość lub ten sam sposób mówienia. Niektórzy są głośniejsi, inni łagodniejsi. Niektórzy mówią szybciej, inni wolniej. Niektórzy mówią długimi zdaniami, inni krótkimi. Niektórzy używają wielu ilustracji, inni mniej. Niektórzy wyrażają emocje, inni nie. Niektórzy dużo gestykulują, inni mało. Te różnice są nieuniknione. 

Ale głoszenie, w przeciwieństwie do nauczania — keryssein (po grecku) w przeciwieństwie do didaskein — wiąże się z pewnym rodzajem emocjonalnego zaangażowania, które określa słowo „zwiastowanie”. W głoszeniu jest pewien rodzaj nalegania i stanowczości. Poselstwo pochodzi od Króla wszechświata — łączy się z tym Jego autorytet, zwiastowane jest w Jego imieniu — jego treść odnosi się do nieskończenie ważnych spraw, a wieczne przeznaczenie słuchaczy zależy od tego, jak zareagują na to poselstwo.

Tym jest głoszenie. I bez względu na osobowość kaznodziei lub preferowany przez niego sposób mówienia, jego głoszenie musi być naglące, stanowcze i przenikliwe, a jego celem powinno być dotarcie z Bożym impetem do umysłów i serc słuchaczy. Dlatego jest to męskie zadanie. Przychodzenie do ludzi z autorytatywnym słowem od Boga, mające na celu ujarzmienie ludzkich serc, wezwanie ich do walki i poprowadzenie na ich czele szarży przeciwko zwierzchnościom i mocom — to jest zadanie dla mężczyzn.

Kaznodziejstwo J.C. Ryle’a jest wzorem głoszenia w ten sposób. J.I. Packer odwołuje się do jego „elektryzującej siły wypowiedzi”. Ryle wiedział, że musi ukrzyżować swój kwiecisty styl wypowiedzi, który charakteryzował jego wczesne kazania. Natura kaznodziejstwa wymagała czegoś innego. Czegoś prostszego, ale bardziej zdecydowanego i przenikliwego. To, co się z tego wynikło, było naprawdę zdumiewające. Packer opisuje jego:

energiczny, oszczędny, zwięzły styl […] udoskonalanej siły, użycie najprostszych słów, fuzje krótkich, zwięzłych zdań […] jego uderzająca retoryka, łatwy logiczny przekaz, całkowity brak sentymentalizmu i determinacja, by nazywać rzeczy po imieniu. 

Ryle wiedział, że kaznodziejstwo jego czasów marniało. Było „oschłe, ciężkie, sztywne, nieciekawe, zimne, nudne […] i pozbawione ciepła, życia, bezpośredniości i ognia”. Dlatego też dołożył wszelkich starań, aby przełamać tę tendencję, nawet jako dostojny biskup Liverpoolu. Zachowywał prostotę, ale ujarzmiał swoje kazania. Znany był ze swojego prostego stylu i stanowczej klarowności. Pewna starsza pani przyszła do kościoła z nadzieją, że usłyszy biskupa, ale potem powiedziała do przyjaciółki: „Nigdy nie słyszałam kazania biskupa. Myślałam, że usłyszę coś wspaniałego. […] To nie biskup. Zrozumiałam każde słowo”. Ryle uznał to za wielki komplement.  

Popatrzmy na to, co Packer rozumie przez „elektryzującą moc” „fuzji” i „uderzającą retorykę”. Jest to fragment kazania o ociąganiu się Lota podczas wychodzenia z Sodomy i o tym, jak wielu chrześcijan ociąga się podczas wychodzenia z grzechu.

  • Czy wiesz, czego wymagają obecne czasy? Poruszenia narodów, wykorzenienie tego co stare, obalanie królestw, poruszenie i niepokój w ludzkich głowach. Co to wszystko mówi? Wszystko to woła — chrześcijaninie, nie ociągaj się!
  • Czy chcesz być znaleziony jako gotowy na Chrystusa podczas Jego drugiego przyjścia, twoje biodra przepasane, twoja lampa płonąca, ty sam odważny i przygotowany na spotkanie z Nim? Więc nie ociągaj się!
  • Czy cieszyłbyś się mocną pewnością własnego zbawienia w dniu choroby i na łożu śmierci — czy widziałbyś oczami wiary otwierające się niebo i Jezusa powstającego, aby cię przyjąć? A więc nie ociągaj się!
  • Czy chciałbyś pozostawić za sobą wspaniałe dowody, gdy odejdziesz? Czy chciałbyś, abyśmy położyli cię w grobie z radosną nadzieją i bez wątpliwości mówili o twoim stanie po śmierci? Więc nie ociągaj się!
  • Czy chcesz być użyteczny dla świata w swoim czasie i pokoleniu — czy chcesz odciągać ludzi od grzechu i przyprowadzać ich do Chrystusa, uczynić wyznawaną przez ciebie doktrynę oraz sprawę twojego Mistrza piękną i atrakcyjną dla ich oczu? Nie ociągaj się!
  • Czy chcesz pomóc swoim dzieciom i bliskim dojść do nieba, sprawić, by powiedzieli: „Pójdziemy z tobą” zamiast czynić z nich niewierzących i gardzących wszelką religią? Więc nie ociągaj się!
  • Czy chciałbyś otrzymać wspaniałą koronę w dniu, gdy Chrystus powróci, a nie być najmniejszą z gwiazd w chwale ani ostatnim i najmniejszym w królestwie Bożym? Nie ociągaj się!
  • Niech nikt z nas się nie ociąga! Czas, śmierć, sąd, diabeł i świat się nie ociągają. Niech dzieci Boga również się nie ociągają.

Jest w tym pilność, stanowczość i przenikająca siła. Nie zawsze kaznodziejstwo wchodzi na poziom pilności, siły i autorytetu, ale on regularnie to czynił i tak właśnie być powinno. Ponownie, nie chodzi o to, że kobieta nie jest w stanie przemawiać w ten sposób. Chodzi raczej o to, że pobożni mężczyźni intuicyjnie wiedzą, dzięki męskiej naturze wszczepionej przez Boga, że zwracanie serc mężczyzn i kobiet do Boga za pomocą tego rodzaju autorytatywnego przemawiania jest obowiązkiem mężczyzn. A tam, gdzie mężczyźni radzą sobie z tym z pokorą i łaską, pobożne kobiety są zadowolone. 

6. Męska służba przyjmuje wyzwania i koszty związane z silnym i odważnym przywództwem bez narzekania i użalania się nad sobą, mając na celu wprowadzenie zasad, struktur, planów i ludzi, którzy poprowadzą cały kościół do radosnego owocowania.

Przywództwo w kościele — opieka, karmienie, ochrona i prowadzenie owiec — dokonuje się nie tylko poprzez dzieło głoszenia, ale także poprzez stanowczy, jasny, rozsądny i mądry głos prowadzący, gdy trzeba podjąć setki decyzji. Wymaga to wielkiego rozeznania i niemałej siły. Istnieje wiele dróg, które mogą poprowadzić kościół do braku skuteczności; a mądrzy przywódcy dostrzegają je odpowiednio wcześnie, stawiają temu opór i radośnie prowadzą kościół w lepszym kierunku. Wciąż na nowo jest tu potrzebna zdecydowana siła, która nie słabnie w obliczu przeciwności. 

W taki oto sposób Packer opisuje przywództwo Ryle’a:

Jego rozum, energia, wizja, zapał, niezależność, jasność umysłu, życzliwe serce, uczciwy sposób myślenia, pełna soli mowa, zdrowy rozsądek, brak cierpliwości w obliczu głupoty, stanowczość co do zasad i brak zahamowań uczyniłyby z niego przywódcę w każdej dziedzinie. 

Następca Ryle’a w biskupstwie w Liverpool nazwał go „człowiekiem z granitu o sercu dziecka”. Opisywano go jako „najbardziej nieugięta i konserwatywna ze wszystkich anglikańskich ewangelickich osobowości”. O swoim własnym przywództwie powiedział: „Historia mojego życia była taka, że tak naprawdę nie dbałem o niczyją opinię i postanowiłem nie zastanawiać się ani przez chwilę nad tym, kto został obrażony, a kto nie, przez cokolwiek, co zrobiłem”. Są to słowa człowieka otoczonego rosnącą falą liberalizmu, rytualizmu i światowości w Kościele Anglii. To głos siły przeciwko przytłaczającym przeciwnościom. 

Jestem w pełni świadomy tego [pisał w 1878 roku], że ewangeliczne duchowieństwo nie jest popularne i akceptowalne w dzisiejszych czasach. Wielu nim pogardza. […] Mnie to jednak nie rusza. Nie wstydzę się swoich poglądów. Po czterdziestu latach czytania Biblii, modlitwy, medytacji i studiach teologicznych stwierdzam, że mocniej niż kiedykolwiek lgnę do religii „ewangelicznej” i jestem z niej zadowolony bardziej niż kiedykolwiek. 

„Mnie to jednak nie rusza”. „Jestem z niej [wiary ewangelicznej] zadowolony bardziej niż kiedykolwiek”. Niewzruszona radość z prawdy jest cenną cechą przywódców kościoła. Męska służba spogląda na siły, którym należy się przeciwstawić, oraz na wielkość prawdy, którą można się cieszyć, i odczuwa radosną odpowiedzialność za prowadzenie całego ludu do radosnego owocowania.

7. Męska służba publicznie i prywatnie opowiada się za istotną i różnorodną służbą kobiet w życiu i misji kościoła.  

Celem bogobojnego przywództwa jest wspólnota, w której wszyscy — kobiety, dzieci, mężczyźni — czują się maksymalnie szczęśliwi i rozkwitają, a także wspólnota która wywiera maksymalny wpływ na świat ku chwale Chrystusa. Nie chodzi o przywilej władzy, ale o radosny ciężar odpowiedzialności za poprawę życia innych.

Ryle był szczery w swojej gorliwości na rzecz udziału kobiet w różnych posługach w kościele. Podkreślał 16 rozdział Listu do Rzymian, gdzie jedenaście z dwudziestu ośmiu wymienionych imion to kobiety, i powiedział:

Rozdział, o którym wspomniałem, wydaje mi się zawierać szczególną lekcję dla kobiet. Kobiety zajmują ważne miejsce w Kościele Chrystusa — jest to szerokie pole rzeczywistej, choć dyskretnej użyteczności. […] Mam wrażenie, że panuje powszechne przekonanie, że wielka użyteczność przeznaczona jest tylko mężczyznom, nie kobietom. […] Nigdy nie należy zapominać, że to nie samo głoszenie porusza i wpływa na ludzi. […] Mówiąc po ludzku, zbawienie domu często zależy od kobiet […] [i] charakter mężczyzn jest pod ogromnym wpływem ich domów.

Jak mówi Ryle, istnieją niezliczone potrzeby w społeczności i na polu misyjnym, które wołają o posługę kobiet. 

Można mówić o setkach przypadków, jest tego coraz więcej, kiedy to kobieta jest o wiele bardziej odpowiednim gościem niż mężczyzna. Nie musi zakładać osobliwego stroju ani nazywać siebie rzymskokatolickim imieniem. Musi tylko chodzić w duchu swego Zbawiciela, z dobrocią na ustach, łagodnością w postępowaniu i Biblią w rękach, a dobro, które może uczynić, jest nieobliczalne. Naprawdę szczęśliwa jest parafia, w której są chrześcijanki, które „czynią dobro”. Szczęśliwy jest pastor, który ma takie pomocniczki.

Celem męskiej służby jest pełne zaangażowanie każdego członka kościoła w radosną, owocną służbę. Celem przywództwa nie jest tylko pełnienie służby, ale uwalnianie służby, zgodnie ze Słowem Bożym, mocą Ducha Bożego, dla chwały imienia Bożego.

8. Męska służba powinna być dla kościoła przykładem tego, jak chronić, pielęgnować i dbać o żonę i dzieci jako części wzniosłego powołania do przywództwa. 

Rok po przybyciu do Liverpoolu jako biskup, Ryle opublikował książkę z ośmioma przesłaniami dla dzieci. Jej tytuł to Boys and Girls Playing, i opiera się na Księdze Zachariasza 8:5. Ukazuje ona rzadką mieszankę troski o dzieci i bardzo męskiego charakteru. Jedno z przesłań zatytułowane „The Happy Little Girl” opowiada o dziewczynce spotkanej w publicznym powozie, która opowiada o Jezusie. Pyta: „Drogie dzieci, czy jesteście tak szczęśliwe i radosne jak ona?”. Inne przesłanie nosi tytuł „The Two Bears” i opowiada o dwóch niedźwiedziach, które zabiły czterdzieści dwoje dzieci za szydzenie z Bożego proroka. I mówi: „Drogie dzieci, pamiętajcie o tym do końca waszego życia. Zapłatą za grzech jest śmierć”. Takie było jego męskie umiłowanie dzieci.

Zanim jego posługa dobiegła końca, pokochał i pochował trzy żony: Matilde, Jessie i Henriettę. Miał trzech synów i dwie córki. Wszystkie świadectwa pochodzące od jego dzieci, chwalą ojca za opiekę nad nimi. Dowody są zbyt pobieżne, by stwierdzić, czy robił to dobrze. Wiemy jednak, że się starał. W swojej małej biografii Henry’ego Venna, który również został wdowcem w służbie duszpasterskiej i miał dzieci, którymi musiał się opiekować, daje nam wskazówkę na temat ciężaru, jaki dźwigał: 

Ci, którzy nieśli ten krzyż, mogą zaświadczyć, że nie ma na tym świecie sytuacji tak trudnej dla ciała i duszy, jak ta, w której pastor zostaje wdowcem z młodą rodziną i dużą kongregacją. W takich przypadkach istnieją niepokoje, których nie zna nikt poza tymi, którzy przez nie przeszli; niepokoje, które mogą zmiażdżyć najsilniejszego ducha i wyczerpać najsilniejszą konstrukcję . 

Ale bez względu na to, jak trudne jest życie domowe pastora, jest ono częścią powołania, częścią jego męskiej służby.

Na podstawie tych ośmiu spojrzeń na wartość męskiej służby, polecam ją wam. I myślę, że „szczery i męski pan Ryle” również by ją polecił. 

Polecam ją, ponieważ wpisuje się w sposób, w jaki Bóg jest w trójjedynej społeczności Ojca, Syna i Ducha Świętego. Wpisuje się w sposób, w jaki stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę, powołując mężczyznę do ponoszenia wyjątkowej odpowiedzialności za przywództwo. Wpisuje się w sposób, w jaki Bóg zorganizował kościół, z bogobojnymi mężczyznami jako starszymi. I pasuje do sposobu, w jaki śpiewają nasze serca — mężczyzn i kobiet — kiedy mężczyźni i kobiety cieszą się nawzajem z tego, że Bóg jest naszym ostatecznym i dającym pełnię zadowolenia przeznaczeniem.

Udostępnij!
    Dołącz!
    Wpisz swój e-mail, aby co dwa tygodnie otrzymywać najnowsze materiały EWC.