Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tak dużego zainteresowania poprzednim artykułem. Jednocześnie od dłuższego czasu bardzo chciałem wyjaśnić kilka spraw i odpowiedzieć na pewne pytania. Fakt, że “internetowe chrześcijaństwo” stwarza pewne patologiczne iluzje, nie oznacza, że np. wirtualne uczestnictwo w nabożeństwach, zawsze jest niewłaściwe.
Samotna matka pracująca na dwa etaty, samotna schorowana osoba, kobieta w zagrożonej ciąży, kierowca autobusu, lekarz, piekarz czy medyk ze względu na okoliczności, zdrowie czy pracę jaką wykonują, nie zawsze mogą uczestniczyć w nabożeństwie. Dzięki internetowi, mogą mieć choć namiastkę doświadczenia wspólnego uwielbienia. Zawsze będzie to jednak namiastka tego doświadczenia, a nie pełna rzeczywistość.
Ponadto kwestia “uczestnictwa” w nabożeństwach online wcale nie jest najistotniejszą kwestią poprzedniego artykułu. Pisząc o “internetowym chrześcijaństwie” miałem raczej na myśli tendencję niektórych chrześcijan do przenoszenia swojego życia chrześcijańskiego ze sfery lokalnej społeczności do sfery internetu. Dla niektórych internet stał się ich “parafią” i tam szukają relacji, uczniostwa, społeczności, pokarmu i służby. Lokalny kościół, który jest Bożym środkiem łaski udzielanej wierzącym dla wzrostu w świętości, zostaje zastąpiony przez coś zupełnie innego. Życie w społeczności wierzących, w ramach której praktykowane są modlitwa, czytanie i zwiastowanie Słowa oraz Chrzest i Wieczerza Pańska (Dz. Ap. 2:42), zostaje zastąpione przez jakąś karykaturę pietystycznego chrześcijaństwa nakierowaną na własne subiektywne doświadczenia duchowe i osobistą albo wręcz prywatną relację z Bogiem.
Osobista relacja z Bogiem jest oczywiście ważna, ale nie jest ona końcem lecz początkiem chrześcijańskiego życia1. Chrześcijanin zostaje pojednany z Bogiem i umieszczony w ciele Chrystusa wraz z innymi członkami i społeczność z innymi wierzącymi jest naturalnym środowiskiem jego nowego, wiecznego życia – życia w jedności z Bogiem (relacja pionowa) i Jego dziećmi (relacja pozioma). Jeśli zadowala Cię perspektywa chrześcijańskiego życia w samotności bez zbędnych irytujących braci i sióstr, to muszę cię zmartwić, ale w takim stanie nie byłbyś szczęśliwy w niebie (zobacz wizję nieba z Księgi Objawienia).
Moim celem nie jest dokonywanie oceny życia poszczególnych osób, zborów, czy tym bardziej “duchowego stanu całego ewangelicznego chrześcijaństwa w Polsce”. Mam zwyczajnie nadzieję, że zarówno poprzedni, jak i niniejszy artykuł stanie się pomocny dla braci i sióstr – zarówno tych w zborach, jak i tych pozbawionych lokalnej społeczności.
Dziś chciałbym zaproponować kilka odpowiedzi na pytanie, które pada dość często w rozmowach na temat “internetowego chrześcijaństwa”. Pytanie to brzmi: “A co jeśli tu gdzie mieszkam nie ma zboru?”. Oto kilka propozycji:
- Módl się i czekaj.
- Módl się o zbór dla siebie i innych w tym mieście – módl się o to, by powstał zbór myśląc nie tylko o własnej potrzebie, ale także o potrzebie innych chrześcijan, którzy żyją obecnie w twojej okolicy, a o których istnieniu możesz nawet nie wiedzieć.
- Módl się o zbór dla przyszłych pokoleń – być może Bóg sprawi, że akurat w twojej okolicy zbór powstanie za wiele lat i tobie nie przyjdzie uczestniczyć w tej społeczności. Módl się z prośbą: “Jeśli nie moje, to niech chociaż kolejne pokolenie będzie miało lokalną społeczność w mojej okolicy”.
- Oczekuj – z własnego doświadczenia wiem, że często modlimy się nie do końca wierząc, że Bóg naprawdę odpowie na nasze modlitwy. Żyj z prostym oczekiwaniem, że Bóg wysłucha modlitw i w twojej okolicy powstanie zbór. Nie porzucaj marzenia, nie porzucaj nadziei, nie porzucaj pragnienia.
- Przyłącz się do zboru w innym mieście i, jeśli to możliwe, stań się jego członkiem. Jeśli w twojej miejscowości nie ma zboru, poszukaj w innych okolicznych miejscach.
- Niech to będzie coś wykonalnego – jeśli będzie to zbór 500 km od twojego miejsca zamieszkania, raczej są małe szanse, że będziesz tam regularnym bywalcem.
- Zdobądź się na poświęcenie pieniędzy, czasu i wysiłku – może 500 km nie jest dobrym pomysłem, ale (w zależności od twojego wieku, możliwości, mobilności) 100 km jest całkiem realne. Godzinna podróż na niedzielne nabożeństwo dla większości przeciętnie zdrowych ludzi nie jest czymś nad wymiar trudnym. W dzisiejszych czasach całkiem powszechnym zjawiskiem jest godzinne lub czasem nawet kilkugodzinne podróżowanie do pracy (zwłaszcza wśród mieszkańców mniejszych miejscowości). Jeśli jesteśmy gotowi na takie poświęcenie ze względu na pracę i korzyści materialne, w większości przypadków powinniśmy także być w stanie zdobyć się na takie poświęcenie dla korzyści duchowych.
- Zachowaj pokorę i pokój – jeśli zdobyłeś się na takie poświęcenie, nie chlub się swoją gorliwością. W porównaniu do braci i sióstr z odległych krajów, którzy muszą iść na piechotę przez pół nocy narażając się na ataki drapieżników żeby dotrzeć na nabożeństwo, w którym uczestniczą przez cały dzień, twoja gorliwość i poświęcenie nie są imponujące.
- Szukaj zboru, w którym:
- Słowo Boże jest cenione i obficie używane – Mała dygresja: ewangelikalne kościoły lubią podkreślać, że ich fundamentem jest TYLKO PISMO, jednak w wielu z nich Pismo Święte bywa używane – łagodnie to ujmując – skromnie. Czytanie i zwiastowanie zostaje wyparte przez czas świadectw, dramy i śpiew. Ten ostatni jest doskonałym nośnikiem Słowa Bożego. Niestety współczesne pieśni chrześcijańskie zawierają w sobie coraz mniej solidnych, odżywczych prawd ze Słowa, a coraz większy nacisk kładziony jest na atrakcyjność czy aktualność muzyki i osobiste, subiektywne doświadczenie uczestnika.
- Zwiastowanie pochodzi ze Słowa Bożego.
- Zgadzasz się z wyznaniem wiary w kwestiach podstawowych.
- Jesteś w stanie podążać za prowadzeniem przywódców i ich wspierać.
- Będziesz w stanie służyć i budować relacje.
- Szukaj sposobów, aby powstał zbór – czekanie (pkt. 1) nie oznacza czekania z założonymi rękami.
- Poszukaj i poznaj innych wierzących w twojej okolicy.
- Zacznij zakładać zbór – zorganizuj regularne niedzielne spotkania z czytaniem i modlitwą. Na początek możecie korzystać z serii kazań dostępnych w internecie.
- Skontaktuj się z organizacją misyjną lub denominacją, której wyznanie wiary jest ci najbliższe i zgłoś chęć stworzenia placówki czy stacji misyjnej. Być może znajdzie się ktoś, kto zechce w przyszłości stać się pasterzem waszej powstającej społeczności.